Dziś o godzinie 17 w niezliczonej ilości miejsc w Polsce zawyły syreny. Banałem jest tłumaczyć dlaczego, jednak dla porządku wpisu wypada to zrobić. Był to sygnał upamiętniający kolejną rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego - 63 dniowego czasu heroicznej walki polskiej Stolicy o wyswobodzenie się z rąk hitlerowskiego okupanta.
Wpis ten będzie zapewne chaotyczny, gdyż temat powstania jest zagadnieniem na książki i monografie, których powstało wiele, więc trudno oddać w blogowej notce całe spektrum jego zagadnień. Poruszymy zatem kilka wybranych kwestii.
Pamięć. To kolejny raz wydaje się pierwszą i przewodnią myśl, gdy zbliża się data w polskim kalendarzu pokroju 1 sierpnia. Założenie, iż nie ma budowania świetlanej przyszłości bez stania na fundamencie pamięci o przeszłości, jest w pewnym sensie elementem konstytutywnym naszej grupy. Staramy się to dowieźć przy kolejnych rocznicach w mniej lub bardziej okazały sposób - tym razem były to skromne znicze pod pomnikiem Polski Walczącej i AK. Jest to chyba takie minimum. Tego z całą pewnością nie spełnia internetowa aktywność "odświętnych", "niedzielnych" patriotów, którzy z sobie znanych powodów (konformizm?, pokazówka?, sumienie?) przebudzają się z powszedniego snu i odziewają na opisach, portalach itp. patriotyczne szaty. A może rzeczywiście wybrzydzam i lepiej żeby ich "aktywność" miała taką formę niż żadną.
Refleksja. Przejdźmy teraz do wydaje się poważniejszej rzeczy. Kiedy już pamięć o pewnych wydarzeniach się tli lub jest bardzo żywa, musi za sobą pociągać refleksję nad tym wszystkim. Ona jeśli chodzi o Powstanie Warszawskie jest niezwykle trudna. Właściwie corocznie obok wyniosłych obchodów i wzruszeń powraca jak bumerang pytanie. Czy decyzja o Powstaniu była słuszna? Czy bilans strat da się czymkolwiek zrównoważyć? Czy należy tak hucznie czcić kolejne rocznice Powstania (to odnośnie prezydenta Stalowej Woli, który swego czasu odmówił włączenia syren wyrażając dezaprobatę wobec czczenia spektakularnych porażek), które może być postrzegane jako narodowa katastrofa (to już tegoroczne słowa ministra obrony)?
Przy historycznych ocenach dowódców AK podejmujących decyzję o wybuchu walk, musimy wystrzegać się ocen ex post i pamiętać, że o pewną wiedzę jesteśmy bogatsi dopiero dziś - takiej nie mieli oni w lipcu 1944. Fiasko akcji Burza wymagało niejako podjęcia ryzykownej, w domyśle ostatecznej operacji, która będzie miała wymowny przekaz i manifest polityczny. Trudno o lepsze rozwiązanie niż wyswobodzenie własnej stolicy przed nadciągającą Armią Czerwoną. Fakt, że zostało tu rzucone sporo sił z kraju i nadanie priorytetu tej operacji zapewne sprawia, że kolejne rocznice Powstania Warszawskiego mają charakter nie tylko stołeczny (choć tu naturalnie najsilniej), ale również ogólnopolski. Kalkulacje musiały być potwornie trudne, gdyż na szali leżało powodzenie zakrojonego planu polityczno-militarnego, a .. no właśnie. Po drugiej stronie leżało życie nie tylko walczących oddziałów, ale równie los setek tysięcy cywilów. Niestety to drugie się zrealizowało, zaś skala tragedii Powstania została powiększona o fakt doszczętnego zniszczenia miasta, które stało się miastem ruin. Czy wiedząc o zachowaniu Stalina, który zatrzymał wojska na prawym brzegu Wisły oraz nie zezwolił na lądowanie samolotów aliantów z dostawami dla powstańców, czy wiedząc o opieszałości tych drugich dowódcy AK podjęliby znów taką decyzję? Nikt tego nie wie, gdyż Powstanie zawsze było jakąś szansą na realizację planu jakim była wolna Polska, zaś potomnym dało nowych herosów i budulec narodowej tożsamości. Z kolei utrata w wyniku Powstania wielotysięczną elitę oficerską, wojskową, intelektualną paradoksalnie ułatwiła zainstalowanie komunistycznej władzy sterowanej z Kremla , a miała temu zapobiec. Dlatego dyskusja o samej decyzji o rozpoczęciu walki zawsze będzie trwała i oba stanowiska będą miały swoich zwolenników. Podobnie jak swoich zwolenników ma zdanie, iż Powstanie Warszawskie było katastrofą. Jest ono uprawnione tylko jako pewien skrót myślowy. Skutki przyniosło rzeczywiście katastrofalne. Ale mimo wszystko w żaden sposób nie umniejsza to bohaterstwo, poświęcenia, chwały poszczególnych uczestników walk. To im oddajemy każdego roku hołd, to oni dają dzisiejszemu społeczeństwu wzorce, to oni wzruszają nasze serce kiedy odwiedzamy (świetne!) muzeum Powstania. A dowódcy? oni podlegają osądowi historyków i jak już zostało wspomniane jest on różny.
Wspomnijmy jeszcze o innym aspekcie potwornych strat związanych z Powstaniem. Doskonale wydaje się to obrazować "zagłada" polskich archiwaliów dokonana w jego czasie. Okres zaborów to rozproszenie polskich archiwów i ich zbiorów. Wszelkie polskie dokumenty, metryki, księgi, książki itp. wobec faktu pozostawania pod zaborami, była również licznie gromadzona na emigracji. Odzyskanie niepodległości przyniosło nowy trend w historii polskich archiwów, a mianowicie scalenie zbiorów, tworzenie centralnych instytucji i miejsc składowania oraz ściąganie archiwaliów z emigracji, czego przykładem wielki transport narodowych dokumentów i pamiątek ze szwajcarskiego zamku Rapperswil w 1927 roku (w 13 wagonach pomieszczono ok. 3 tys. dzieł sztuki, 2 tys. pamiątek historycznych, 20 tys. sztychów, 9 tys. medali i monet, 92 tys. książek i 27 tys. manuskryptów). I tutaj ironia losu. Archiwalia zbierane i sprowadzane w jedno zwarte miejsce do Warszawy, również padły "ofiarą" Powstania. W końcu lat 30. XX w. zasób Archiwum Akt Dawnych wynosił w przybliżeniu 600 tys. ksiąg, poszytów, akt, map itd. Metraż określano na około 10 tys. mb. Zagłada Archiwum nastąpiła w czasie Powstania Warszawskiego. 1 IX 1944 zostało ono zniszczone przez bomby burzące i pożary. Straty ocenia się na ponad 90%. Nie trzeba wyjaśniać jak wielka jest to strata dla badań nad polską historią i całego dziedzictwa kulturowego narodu. Podkreślenie tego aspektu katastrofy Powstania naturalnie nie ma na celu zdyskredytowania jego samego, jest właśnie kolejny argumentem (smutnym) za podtrzymywaniem pamięci o znaczeniu tego czynu zbrojnego, a zwłaszcza szarych bojowników warszawskich ulic.
Prawda. To ostatni aspekt jaki po pamięci i refleksji pragnę poruszyć. Nie ma bowiem pamięci o wydarzeniach z przeszłości i nie ma owocnej refleksji nad nimi bez prawdy historycznej. Ta jest deformowana i zawłaszczana nawet przy okazji Powstania Warszawskiego. O artykułach pana Cichego z pewnej znanej polskojęzycznej opiniotwórczej "gaziety" insynuujących mordy powstańców na Żydach szkoda nawet wspominać, bo wpisują się tylko one w poziom tego organu prasowego. Rzeczą bardziej powszechną natomiast sprowadzanie walk powstańczych do walk oddziałów ak-owskich z Niemcami. Oczywiście sprzeczności nie ma tu żadnej i wobec skali liczebności poszczególnych formacji wydaje się nawet trochę uzasadnione. Jednak nie tylko o skalą liczebności tu zapewne chodzi, a również o pewien klucz ideologiczny. Można odnieść wrażenie, iż fakt udziału Narodowych Sił Zbrojnych w Powstaniu Warszawskim nie przebija się w przekazie medialnym. Jest to natomiast rzecz, która doczekała się opracowania naukowego. Jako narodowcy powinniśmy nie tylko sami o tym pamiętać, ale również szerzyć wiedzę o tym fakcie, widząc jak pewne środowiska permanentnie wylewają pomyję na tą formację ideowo-militarną.
Koniec tego wpisu niech będzie kolejny raz poświęcony uczestnikom Powstania Warszawskiego, którzy z dala od politycznych decyzji i rozterek (słusznych bądź nie) wypełniali w znoju swój patriotyczny obowiązek wobec Ojczyzny. Niech ich ofiara przyczyni się do tego, iż Warszawa z miasta ruin wtedy po Powstaniu, stanie się kiedyś stolicą dumnego narodu i Wielkiej Polski.