Nowa strona internetowa

wtorek, 15 listopada 2011

Marsz Niepodległości 11.11.11 - Relacja


Wczesna mobilizacja na zeszłoroczny, przełomowy jak się później okazało, Marsz Niepodległości zwiastowała, iż będzie to wydarzenie szczególne w najnowszej historii szeroko pojętego ruchu narodowego. Przemawiała za tym również antykampania usilnie prowadzona przez środowiska lewicowe i sprzyjające im koncerny medialne. Kiedy w tym roku rozpowszechnianie idei marszu rozpoczęło się jeszcze wcześniej, zaś użyte środki miały jeszcze większy rozmach, kolejny sukces wydawał się pewny. Każdy wierzył, że 11 tysięcy uczestników z promocyjnego plakatu będzie w granicach zasięgu.



Widzieliśmy to również po własnym środowisko, kiedy po pewnym czasie zapisów miejsc w autokarze brakło i zaczęliśmy organizować kolejny środek transportu. Przez chwilę „nie dopisywała” druga strona barykady, gdyż w jej organy prasowe i zawodowe „autorytety” nie wylewały już tyle pomyj i obelg na środowiska narodowe, co w roku ubiegłym. Jednak jak się okazało lewacko-anarchistyczno zbieranina antypolskich środowisk skupionych jako Kolorowa Niepodległa wyciągnęła przysłowiowego asa z rękawa – zaproszono na pomoc w blokowaniu polskich patriotów lewacką bojówkę z Niemiec. Nie przewidzieli lub głośno o tym nie mówili, że w ich deklaracjach o pokojowej blokadzie jest pewna sprzeczność. Otóż sama intencja blokady a tym samym konfrontacja z marszem jest konfliktogenna, co dopiero mówiąc o obecności Antify z Niemiec, która bynajmniej jako pogodni turyści znana nie jest. Wizyta „gości zza Odry” podbiła jednak w jakiejś mierze frekwencję. Inną sprawą jest błyskotliwość warszawskich urzędników rejestrujących na jednej trasie dwa przeciwstawne marsze w sytuacji, kiedy nie potrafili ogarnąć tej sytuacji w roku 2010, a tegoroczna liczba zapowiadała się jeszcze większa. Za tym z kolei przemawiał fakt konkretnej mobilizacji wśród kibiców piłkarskich. Środowisko to, mimo iż działania patriotyczne podejmuje od lat, to ostatnimi czasy mocno zaangażowało się w aktywność społeczno-polityczną za sprawą represji rządowych i wytężonej nagonki medialnej (cała operacja zapewne pod kryptonimem Euro2012). Wyjazdy ekip z większości miast sugerowały, iż będzie można zastać w stolicy skład jak za najlepszych wyjazdów na reprezentację. Jednak to nie oni mieli stanowić trzon marszu, o czym później. Niezwykle bogaty komitet poparcia, zadeklarowany udział wielu środowisk, masowe zorganizowane wyjazdy z niemal każdej części Polski, podgrzana atmosfera przez lewicowych oponentów, więc niemal każdy uczestnik z pewnym dreszczykiem kładł się w czwartkową noc spać przed poranną zbiórką.

Na zbiórce zaś już pierwsza niespodzianka. Zanim pojawiły się autokary, stały tam już policyjne radiowozy drogówki, kryminalnych oraz inspekcja transportu drogowego. Jak się okazało po rozmowach z ludźmi z innych miast policja wszędzie obdzwaniała lokalnych przewoźników chcąc koniecznie wiedzieć skąd i jak ludzie udają się na Marsz Niepodległości. Po sprawdzeniu kierowców i autokarów większych problemów nie robiono, gdyż zapewne wbrew oczekiwaniom nie zastano na zbiórce „bandytów-faszystów”, ale patriotów o różnym przekroju społecznym. Lecz niestety z pewnym poślizgiem ruszamy dwoma autokarami w trasę. Zbieramy jeszcze uczestników z innych miast (Leżajsk, Nisko, Kolbuszowa, zaś na zbiórce obecni już mieszkańcy Brzozowa oraz innych miejscowości) dlatego nasze autokary osobno. Ogólnie jednak mieliśmy się zameldować w stolicy w niecałe 100 osób. Wynik w skali mikro wielokrotnie pomnożony, więc śmiało przypuszczaliśmy, że tak będzie też w skali marko. Jeden z naszych autokarów zahacza jeszcze o Stalową Wolę, gdzie łączymy się z tutejszymi patriotami podróżując z nimi dalszą część trasa. Sama podróż się nieco wydłużała z uwagi na częste postoje. Te jednak były nieuniknione, gdyż jak utrzymują niektórzy, w przeciwnym razie groziło to „pociągiem grozy do Bydgoszczy” :) Tym samym okazały się dla nas w pewien sposób zbawienne, gdyż będąc na styk na miejscu zbiórki uniknęliśmy tego, co niestety doświadczył drugi z naszych autokarów, z którym mieliśmy się ponownie połączyć już na miejscu.

Większość autokarów narodowców i kibiców zmierzała pod Torwar, gdzie ci drudzy mieli nieoficjalną zbiórkę. Tam zaś widok niecodzienny, setki kibiców z różnych zwaśnionych ekip (by wymienić tylko Legię, Lecha, ŁKS, Widzew, Wisłę, Lechię, Jagiellonię i wiele innych) na co dzień skaczących sobie do gardeł, tym razem w okolicznościach narodowego święta spokojnie się zbierają i bez żadnych animozji i ciśnień udają się na główną zbiórkę. Oby ten obrazek był dla 11 listopada i innych naszych głównych świąt stałym elementem. Na zbiórkę na Placu Konstytucji udała się też ekipa z naszego pierwszego autokaru. Będąc w kontakcie telefonicznym mieliśmy się tam połączyć. Drugi autokar z delikatnym poślizgiem zjawia się na placu gdzie trwają już zamieszki. Ich geneza jest wielce problematyczna. Policja od początku stojąc twarzą w naszą stronę w pewnym momencie informuje, iż trasą swego legalnego marszu nie przejdziemy, gdyż blokują ją „antyfaszyści”. Wzburza to zgromadzonych, gdyż każdy ma świadomość, iż w sytuacji gdyby nasze środowiska chciały zablokować paradę równości, to bylibyśmy usunięci z jej trasy wszelkimi możliwymi sposobami. Zrobić to z Kolorową Niepodległą problemu nie było, ponieważ stanowili oni śmiesznie małą jak na swoją propagandę (w porywach do 2 tysięcy) zbieraninę gimnazjalistów i woodstockowiczów, nie licząc garść antifowców o gabarytach „początkująca siłownia”, co widać na zdjęciach i filmach. Policja jednak wolała wybrać opcję konfrontacyjną w stosunku do legalnej manifestacji narodowców. Czy zamierzenie? Tego się już zapewne nie dowiemy. Atmosfera gęstniała, słowa nie przemawiały, aż poleciały pierwsze petardy i przedmioty od strony blokady marszu w naszą stronę. Ludzie nie wytrzymali napięcia i rozpoczęły się pierwsze starcia, na co policja raczej tylko czekała, bowiem jak pokazały następne wypadki, dążyli nie do stabilizacji sytuacji, lecz pacyfikacji zgromadzonej ludności. Drugi nasz autokar wchodząc na Plac Konstytucji zastał już latające race i kostkę brukową. Wszystko sprawiało wrażenie chaosu i dezorganizacji. Obie nasze grupy traciły nadzieje na połączenie. Wśród całych zamieszek dało się jednak odczuć podniosłe momenty, kiedy stłoczony w jednym miejscu placu tłum (kompletnie zróżnicowany, a nie jak chcą tego media jedynie „chuliganów”) odśpiewuje Hymn, skanduje „Precz z komuną” broniąc prawa do swobodnego stania w miejscu gdzie była zgłoszona legalna manifestacja. Tam stała też grupa naszego pierwszego autokaru, która wraz z innymi uczestnikami (w tym osoby starsze i dzieci) doświadczyła szarży policji, która rzuciła się na tłum z pałkami, nie ciskający już żadnymi przedmiotami, a także pryskała na oślep gazem łzawiącym. Po tym fakcie szanse przemarszu we wspólnej grupie, która wyruszyła z Rzeszowa, zmalały do zera. Po tej pacyfikacji byliśmy rozczłonkowani, pogubieni, zaś nie znając dobrze miasta, wypychani ciągle agresywnymi atakami policji coraz dalej od Placu Konstytucji, dlatego większości z nas z tej grupy udział w samym marszu nie był dany. Na marsz nie dotarły też nasz przygotowane transparenty.

Przygotowane kije do podtrzymania jednego z nich, były natomiast w posiadaniu drugiej grupy, które wraz z powiewającą na nich falangą były punktem orientacyjnym mającym trzymać nas w jednym miejscu. Obserwując natomiast powyższe wydarzenia, postanowiliśmy dotrzeć do idącego już Marszu Niepodległości. Idącego, ponieważ w całych tych zamieszkach organizatorzy zachowali chłodną głowę i w miarę szybko wyprowadzili kolumnę marszową z placu kierując ją inną trasą. Początkowo dotarcie do niej był też utrudniony. Tym razem policja bez podania powodu zablokowała ulicę wylotową z placu, którą ruszył chwilę temu pochód. Czyżby znów działanie obliczone na wybuch kolejnych starć? Bocznymi uliczkami i bramami wychodzimy na szerszą przestrzeń i dołączamy do marszu. Tyły marszu jednak miały atmosferę delikatnej stypy, nagłośnienia nie było, okrzyki z przodu nie docierały. Do tego dezorientujące info o delegalizacji marszu, to wszystko w połączeniu z zamieszkami i nieznanej jeszcze liczby uczestników wzbudzało mieszane uczucia. Postanowiliśmy za wszelką cenę przedrzeć się do przodu motywując się myślą, że takiej atmosfery nie może być przecież na całej długości. Pomógł nam w tym pewien patent, a mianowicie rozwijając biało czerwoną mini sektorówkę i z hasłem „przepraszamy, flaga sunie” na ustach przesuwaliśmy się w szybkim tempie do przodu :) Znajdując się w pewnym momencie nawet przed pojazdem skąd zarzucano okrzyki, znaleźliśmy się w miejscu niczym ze snu. Rzeka biało czerwonych flag, rzesza Polaków, których wzrok nie ogarnia ani patrząc w przód, ani w tył. Szereg środowisk, ludzie z różnych zakątków kraju zjednoczeni we wspólnej sprawie. Kibic w kominiarce, obok starszej pani, kombatant obok rodziny z dziećmi, ojciec z córką na ramionach obok narodowców, starsze małżeństwo obok organizacji młodzieżowych. I tak wyliczać można w kółko. Dumny Naród, z patriotycznymi pieśniami i hasłami na ustach w tle spontanicznie odpalanej pirotechniki, przechodził ulicami swej stolicy w sile 20 tysięcy (w tym delegacje z wielu europejskich narodów od Serbii i Węgier po Szwecję). Nastroje odwracają się o 180 stopni. Czuć zadowolenie, wyjątkowość i podniosłość chwili. Tego nie pokażą media (bo nie chcą i nie mogą w obawie przed ukazaniem naszej siły), tego nie da się opowiedzieć. To trzeba było przeżyć i to przeżycie z pewnością zaprowadzi nas tutaj za rok.

Manifestacja tradycyjnie kończyła się na placu przy pomniku ojca polskiego ruchu narodowego Romana Dmowskiego. Tam zaś miał miejsce incydent, który zdominował cały przekaz medialny z marszu. Przy biernej oddziału policji stojącej nieopodal, grupa ludzi podpaliła wóz transmisyjny stacji tvn. Fakt, że stacja ta w swej propagandzie przeciwko środowiskom narodowym przoduje i niesławną „markę” sobie już wyrobiła, usprawiedliwieniem raczej nie jest. Jednak tym wydarzeniem zdominować informację na parę dni, zaś zmarginalizować i zataić pokojowy przemarsz 20 tysięcy Polaków było rzeczą niebywałą. Prof. Żaryn trafnie nazwał to pewną miarą hańby i praktyką wręcz stalinowską. Dlatego wobec incydentu sprokurowanego przez garść ludzi nie możemy się czuć winni jako uczestnicy po stokroć większego pochodu. Wracając natomiast do sedna wydarzeń. Na Rozdrożu odśpiewany zostaje jeszcze Hymn i Rota, naturalnie w blasku pirotechniki. Warto wspomnieć, iż sam marsz był dedykowany Polakom na Litwie, co zostało zaakcentowane gromkim okrzykiem „Wilniuki jesteśmy z Wami”. Z pewnością wzruszyło to wielu obecnych. Wzruszyłoby też samych zainteresowanych, gdyby ta informacja do nich szeroko dotarła, gdyż jak wiadomo polskie (chciałoby się wobec tego powiedzieć polskojęzyczne) media wolały bombardować opinię publiczną czym innym.

Nie chciała dać o sobie zapomnieć znowu policja. Tym razem w trakcie przemówień organizatorów i osób w komitetu poparcia, zagłuszając przemowy usilnie informowali, że marsz jest rozwiązany a tym samym nielegalny i należy się rozchodzić. Na jakiej podstawie to zrobiono i dlaczego w takiej formie – oto kolejna zagadka tego dnia. Nikt nie chciał psuć sobie patriotycznego uniesienia i dobrych nastrojów i po apelu organizatorów zaczęto się rozchodzić. Naturalnie w myśl zasady, która zazwyczaj rzadko, ale tutaj właśnie się przydała – głupszemu trzeba ustąpić.

Po dotarciu na Torwar nasze oba autokary szczęśliwie znajdują się w komplecie, prócz jedne osoby. Staramy się dowiedzieć, co się dzieje z chłopakiem zatrzymanym przez policję, który podróżował z nami. Niestety są to próby daremne, a jego szanse na wypuszczenie jeszcze tego samego dnia. Dlatego postanawiamy zorganizować podwójną zbiórkę pieniędzy w autokarze. Pierwszy cel był zaplanowany uprzednio, a mianowicie zbiórka funduszy na paczki bożonarodzeniowe dla polskich bohaterów, kombatantów mieszkających obecnie na Kresach, na Litwie, Białorusi i Ukrainie. Drugi cel związany z zaistniałą sytuacją miał zapewnić możliwość ewentualnego odebrania owej osoby w dniach następnych. Dziękujemy wszystkich za swój wkład do obu zbiórek. Udało się zebrać kwotę ponad 500zł. Jeśli chodzi o pierwszy cel to zamieścimy jeszcze na blogu podsumowanie i efekty całej inicjatywy.

Droga powrotna zgodnie w przewidywaniami upłynęła w wesołej atmosferze. Dominowały pozytywne nastroju i poczucie sukcesu polskich narodowców. Również nas na trasie zatrzymała policja w celu sfilmowania z dowodami każdego uczestnika marszu. Jak się można domyślać, na polecenie policji z Warszawy, która tego dnia od rana do późnej nocy robiła rzeczywiście wszystko. Wszystko oprócz ochrony Polaków w dniu ich narodowego święta przed niemieckimi lewakami z Antify, którzy zdołali zaatakować .. grupę rekonstrukcyjną. My z kolei po owej kontroli wracamy dalej spokojnie do Rzeszowa.

Wyjazd zakończony, ale pewne przemyślenia zostały i przychodzić nadal będą. Jedno jest pewne. Cokolwiek będą mówić w mediach (mówili by i tak źle nawet gdyby nie było żadnych uchybień), cokolwiek powiedzą skompromitowani uczestnicy blokady manifestacji, musimy z dumą spoglądać na tegoroczny marsz niepodległości i wyjść z niego mocniejsi. 20 tysięcy ludzi bez żadnych opłacanych autokarów i refundacji, nie jest w stanie zebrać na swej manifestacji żadna aktualna parlamentarna siła polityczna. Ruch Narodowy nie mając swej reprezentacji politycznej w parlamencie był w stanie. To będzie najdobitniej przemawiało za kolejnym sukcesem tego wydarzenia. Nie dając się podzielić i skłócić, co do ocen pewnych wydzielonych wydarzeń stańmy śmiało do naszej dalszej działalności, pracy organicznej w swych lokalnych społecznościach. Gdyż ten marsz nie zastąpi naszej całorocznej aktywności.

Dziękujemy wszystkim polskim patriotom, którzy podróżowali wspólnie z nami na tegoroczny marsz. Naładowani pozytywną energią podążajmy nadal swoją drogą – narodową drogą.

Chwała Wielkiej Polsce