W piątek 3 lutego znów na ulicach wielu polskich miast miano zaprotestować przeciwko ACTA. Organizacji protestu w Rzeszowie podjęli się znów narodowcy. Tym razem miało to przyjąć formę manifestacji. Jednak z dużej chmury mały deszcz. Trzeba przyznać, że nikt się nie spodziewał powtórki z pierwszej pikiety. Z jednej strony słabnący zapał do czegokolwiek tzw. lemingów oraz narastający z dnia na dzień siarczysty mróz. Do tego doszła nieoczekiwana okoliczność ..
Niecałe dwie godziny przed zaplanowanym startem protestu, nasz nieoceniony premier (Słońce Peru) postanowił publicznie przyznać się do błędu i odroczyć proces ratyfikacji. Chciałoby się rzecz zwycięstwo masowego sprzeciwu społeczeństwa, jednak jest to wniosek zbyt daleko idący. Jest to jedynie wygrana maleńka bitwa, dająca co prawda odrobinę satysfakcji, ale nie przesądzająca niczego. Klasie politycznej trudno już wierzyć na słowo, dlatego może być to ruch jedynie wyciszający aktualne protesty. Tym bardziej, ze jedyną determinantą działania politykierów są słupki sondażowe, a gdy te zaczynały opadać, to należało jakoś zadziałać.
Tak czy inaczej, odbiło się to znacznie na frekwencji, gdyż większość ludzi zapewne odpuściła protest uznając do bezzasadnym. Ostatecznie pod urzędem wojewódzkim pojawiło się około 70 osób. Przypomnieliśmy na starcie pikiety powyższe wnioski oraz zaznaczyliśmy paroma hasłami, że nasza postawa pozostanie i tak nieugięta. Na dzisiaj przygotowaliśmy również kolejne transparenty. Jeden z nich nawiązywał do całego zamieszania, związanego z ACTA. Mimo, iż w sierpniu zeszłego roku umowa ta przeszła w sejmowej komisji bez żadnego głosu sprzeciwu, nagle namnożyło się wiele "obrońców" wolności obywatelskiej różnych opcji. Politycy szybko zapomnieli jak głosowali choćby w europarlamencie i przybrali wolnościowe piórka. Nie wiedzieli za czym głosują? Ok. Niech zatem oddadzą co do grosza swoje diety i pensje skoro ich praca ma polegać na mechanicznym wciskaniu guzika i podnoszeniu łapy. Inni z kolei, chcąc po cichu przepchnąć to porozumienie, dziwnie łatwo nabierali wątpliwości. "Złodzieje naszej wolności" z przekreślonymi partiami: po, pis, psl, sp, sld, rp i unią europejską - takie było nasze stanowisko co do tego cyrku. Inny transparent z węgierskim napisem "Lengyel Magyar ket jo barat" przypominał o naszym solidaryzowaniu się z bratnim narodem w sytuacji ataku na ich wolność przez europejskie instytucje. Bowiem wbrew nawoływaniem lemingów i lewicowej części protestujących w całej Polsce, ACTA nie jest problemem samym w sobie. Jest to wpisane w szerszy kontekst zawężania sfery wolności w Polsce czy ataku na nią przez czynniki zewnętrzne na Węgrzech.
Po 20 minutach, podsumowaniu obu protestów i podziękowaniach dla obecnych, z racji naprawdę dającego się we znaki mrozu (syberyjskie warunki jak na załączonym obrazku), pikieta zostaje rozwiązana.