Być może dzień 11 listopada 2012 roku okaże się z perspektywy historii dniem przełomowym nie tylko dla samego Ruchu Narodowego w Polsce, ale również naszej Ojczyzny. Potężna, wielka manifestacja, która znów przeszła ulicami stolicy z pewnością zapamiętana będzie na długo. Na tych obchodach Święta Niepodległości nie zabrakło rzecz jasna patriotów z Narodowego Rzeszowa oraz niezrzeszonych ludzi z regionu.
Jak dobrze wiemy przygotowania i promocja Marszu Niepodległości, który po sukcesie frekwencyjnym z zeszłego roku zapowiadał się znów obiecująco, rozpoczęły się wiele miesięcy wcześniej. Chcąc należycie się do niego przygotować nasza grupa ogłosiła jako jedna z pierwszych w kraju zapisy na oficjalny wyjazd do Warszawy. Chociaż niektórzy, żywiąc jak się później okazało słuszne obawy przez inwigilacją i problemami ze strony służb państwowych, rezygnowali z wyjazdów autokarowych, my jednak postanowiliśmy taki zorganizować. Głównie przyświecała temu chęć dania możliwości wyjazdu na marsz osobom, które z dotarciem na własną rękę miałyby problemy. Ostatecznie powtórzyliśmy liczbę z poprzedniego roku i ze stolicy Podkarpacia wyjechaliśmy z sile dwóch autokarów (niemal 100). Z nami jak już wspomniałem podróżowało sporo niezrzeszonych ludzi z regionu - zarówno starszych jak i młodszych. Oprócz tego zabieramy również grupę działaczy z rzeszowskiej "Solidarności". Natomiast jej kierownictwu dziękujemy w tym miejscu za pomoc logistyczną i prawną przy okazji organizacji całego wyjazdu.
Zbiórkę zaplanowaliśmy wcześnie rano, aby mieć ewentualny zapas czasowy na wypadek nieprzewidzianych "zdarzeń" na trasie. O dziwo żadne tego typu atrakcje nas nie spotkały, co w skali kraju niestety normą już nie było. Podczas jazdy każdemu pasażerowi naszych autokarów rozdajemy zgodnie z wcześniejszą umową okazjonalne białe koszulki - z przodu z napisem Marsz Niepodległości, zaś z tyłu Narodowy Rzeszów. Gdy już wszyscy je dostali robimy pamiątkowe zdjęcie na jednym z postojów wraz z naszą nową flagą, która na tej manifestacji miała swój debiut. Trzeba przyznać, że koszulki oprócz ciekawego efektu wizualnego spełniały również ważną rolę rozpoznawczą podczas marszu, a zwłaszcza w czasie chaosu wywołanego napadem oddziałów policji na kolumnę demonstrantów.
Dzięki wczesnemu wyjazdowi jesteśmy w stolicy już około 13 i w zwartym mini pochodzie udajemy się na miejsce zbiórki. Już wtedy rozpoczynamy skandowanie narodowych haseł i mały "podkarpacki" doping z narodowcami ze Stalowej Woli. Oczekując na start manifestacji szybko dostrzec można było inne zwarte grupy, które zawitały tego dnia do Warszawy. Widzimy zaprzyjaźnionych Dębickich Patriotów, Autonomicznych Nacjonalistów ze Stalowej Woli czy też Małopolskich Patriotów. Po 14 na Plac Defilad dociera charakterystycznie ubrana grupa kibiców z całej Polski, którzy mieli swą osobną zbiórkę. Tłum z biegiem minut gęstnieje, zaczyna powiewać morze biało czerwonych flag. Tych ostatnich mamy około 50 wraz z biało-czerwonym transparentem niesionym na kijach z napisem Amor Patriae Nostra Lex. Kiedy w końcu rozległ się głos organizatorów wzywający do formowania kolumny, znów zbijamy się w grupę i stojąc za naszą flagą ustawiamy się w kierunku wymarszu.
Ten zanim ruszył poprzedzony był krótkimi przemówieniami, które świetnie oddawały podniosłą atmosferę Marszu Niepodległości. Warto tu podkreślić słowa jednego z profesorów z honorowego komitetu poparcia, któremu dane było jako dziecko poznać Romana Dmowskiego. Wzruszające było również przemówienie Władka z Wilna, które dowiodło symbolicznej łączności z rodakami, którzy mieszkają poza aktualnymi granicami kraju. Nie mniej ważne były natomiast słowa jednego z organizatorów wystosowane w języku angielskim do wszystkich naszych zagranicznych gości. Tych było tego dnia naprawdę sporo -lista reprezentowanych krajów jest bardzo duża co rzeczywiście cieszy. Gościliśmy przedstawicieli idei narodowej z prawie każdego kraju europejskiego, na czele z najliczniejszą delegacją Braci Węgrów. To kolejny raz dowiodło, że nacjonalizm XXI wieku nie ma i nie powinien nigdy mieć zabarwienia szowinistycznego, wspólnie z przyjaciółmi z innych krajów walczymy o Europę Wolnych Narodów.
Marsz wreszcie ruszył z Ronda Dmowskiego w kierunku pomnika architekta odzyskanej w 1918 roku niepodległości. Wielki tłum (mowa nawet o 100 tys.) rozświetlają spontanicznie odpalane race, zaś na głowami powiewają imponujące tego dnia flagi z Mieczykiem Chrobrego, Falangą i Krzyżem Celtyckim. Słychać gromkie okrzyki znane z innych narodowych manifestacji Niestety w pewnym momencie marsz staje, jego przednia część zostaje odcięta od reszty demonstrantów, zaś miejscami rozpoczynają się walki z policją. W świetle filmików, które aktualnie krążą po sieci, wypada stwierdzić, że jej rola była tutaj mocno kontrowersyjna, co jest i tak delikatnym określeniem. Wielu mówi wprost o policyjnej prowokacji, która miała wywołać zamieszki, aby następnie usłużne media mogły kolejny raz zaatakować Marsz Niepodległości i tym tematem kompletnie przysłonić jego sukces frekwencyjny oraz organizacyjny. Całe szczęście dzięki trzeźwej postawie organizatorów konflikt udało się zgasić i marsz mógł ruszyć dalej. Niestety zapewne sporo ludzi wcześniej się od niego odłączyło nie będąc pewnym czy sami nie staną się ofiarami policyjnej agresji. Niektórzy zaś, jak kilku członków naszego wyjazdu, odcięci w bocznych uliczkach nie dotarli na Rozdroże i Agrykolę.
To właśnie na ten warszawski stadion marsz docelowo dotarł, co było nowym punktem programu. Nowym, ale myślę że bardzo trafionym i udanym. Scena, super nagłośnienie, wyśmienite przemowy i wzniosłe, nie do opisania uczucia kiedy odśpiewujemy Rotę i Hymn Państwowy. Wielu narodowców pamiętających jeszcze manifestacje z poprzedniej dekady miało z pewnością wrażenie potężnego kroku w przód jaki wykonał cały obóz narodowy. Kiedyś wspomniane zakończenie manifestacji jak w podręcznikowym przykładzie wiecu było nie do pomyślenia. Naładowani duchowo tą niespodzianką na Agrykoli i całym marszem udajemy się na Torwar do naszych autokarów i ruszamy w wesołą drogę powrotną, by ostatecznie o 2 nocy zameldować się znów w Rzeszowie.
Podsumowując wypada mieć nadzieję, iż tegoroczny Marsz Niepodległości będzie przełomem. Musimy mieć jednak na uwadze, że cel realnego przełomu świadomości Polaków oraz oblicza i siły polskiego Ruchu Narodowego leży w naszych rękach. Nie wystarczy tutaj jeden huczny marsz w roku. On powinien ładować nasze duchowe akumulatory i napędzać w nas zapał do pracy. To właśnie ona, czyli oddolna, organiczna praca u podstaw dnia codziennego w swych lokalnych strukturach pozwoli zebrać plony po takich sukcesach marszu. Musimy pamiętać, że to jest właśnie dziedzictwo i znak firmowy obozu politycznego, który odniósł taki sukces w pierwszej połowie XX w. i został krwawo zmieciony z kart historii przez dwóch okupantów. Dzień 11.11.2012 roku pokazał, że jest spora szansa, aby obóz ten oczywiście z nowym obliczem i misją się odrodził.