Nowa strona internetowa

środa, 7 listopada 2012

Wizyta na kresowych cmentarzach


"Ojczyzna - to ziemia i groby. Narody tracąc pamięć - tracą życie". Choć przyjęcie tej sentencji za jedyny drogowskaz narodowej i społecznej działalności byłby przesadną to trudno się z tymi słowami Norwida nie zgodzić. Ich sens i znaczenie utożsamiamy sobie zwłaszcza jesienią w okresie Wszystkich Świętych, kiedy to zwyczajowo Polacy odwiedzają 1 listopada cmentarze. Jest to czas refleksji, wspomnień o przodkach, zadbania o mogiły rodzinne oraz te wspólne wszystkim polskim sercom. Rzeszowscy narodowcy w tym roku postanowili zadbać o pamięć Polaków, którzy odeszli już do wieczności, a spoczywają na cmentarzach kresowych. Poniżej relacja z wyjazdu na Ukrainę.




Pomysł wizyty za wschodnią granicą jest prozaiczny, choć poniekąd smutny. Zdaliśmy sobie sprawę, iż zmiana granic dokonana po II wojnie światowej, zostawiła na wschodzie wiele polskich grobów i cmentarzy, skazując je w wielu przypadkach na zaniedbanie bądź zapomnienie. Nie zawsze mogą one liczyć na opiekę rodziny czy oficjalnych instytucji. Dlatego postanowiliśmy, jako ludzie młodzi, dysponujący względnie wolnym czasem, odwiedzić przynajmniej kilka takich miejsc i symbolicznym zniczem, wieńcem czy pracą porządkową zaznaczyć tam polską obecność i dać dowód polskiej pamięci o kresowej ziemi.

Z Rzeszowa wyjechaliśmy tuż po godzinie 24, by nad ranem 31 października przekroczyć granicę państwową. Nie tracąc czasu tuż po porannym przejaśnieniu ruszyliśmy z pierwszą wizytą polskiego cmentarza znajdującego się w Mościskach. Najpierw spacer między nagrobkami, czytanie tablic z łacińskim alfabet i poszukiwanie wyróżniających się nagrobków. Odnajdując chociażby grób podpułkownika poległego w kampanii wrześniowej, kawalera orderu virtuti militari czy nawet radcę województwa śląskiego wróciliśmy następnie ze zniczami i wieńcami przekazanymi nam przez rzeszowską Solidarność. Część wspomnianych rzeczy postanowiliśmy natomiast zostawiać na grobach, które wyglądały na najbardziej zapomniane i zaniedbane. Niektóre doraźnie staraliśmy się uporządkować. Podobnie sytuacja wyglądała w Sądowej Wiszni. Ten cmentarzach natomiast ze wszystkich odwiedzonych sprawiał wrażenie najbardziej opuszczonego. Stare niszczejące pomniki rzadko i nieregularnie rozsiane na skrawku nieogrodzonego terenu pośród regularnych zabudowań.



Następnym przystankiem był Lwów, a konkretniej oczywiście Cmentarz Orląt Lwowskich na Łyczakowie. Tam również zostawiliśmy swoje znicze i wieńce „S”. Przy okazji trafiliśmy na przygotowania przed uroczystościami mającymi się odbyć nazajutrz 1 listopada. Szybko okazało się, że wśród działaczy polskich organizacji ze Lwowa rozpoczynających tam pracę jest znany nam z innej wizyty w tym mieście kolega Władek, który notabene pomagał nam przy planowaniu tegoż wyjazdu (pozdrawiamy!). Tym bardziej ruszyliśmy z pomocą w przyozdobieniu kilkuset krzyży biało-czerwonymi wstążkami.



Opuszczając cmentarz łyczakowski i Lwów udaliśmy się do miejscowości Wielkie Mosty. W przeciwieństwie do dwóch pierwszych cmentarzy, tutaj polskie groby znajdowały się niejako na wspólnym cmentarzu, który aktualnie zdominowany jest przez nagrobki ukraińskie. W gąszczu płyt i pomników dość łatwo udało się jednak znaleźć docelowe groby naszej wizyty, bowiem wyróżniały się one słabym stanem zachowania bądź były wprost zarośnięte. Przy analogicznych czynnościach jak Mościskach i Sądowej Wiszni napotkała nas pewna niespodzianka. Otóż nasza obecność została zauważona przez dwie starsze kobiety polskiego pochodzenia, które były w trakcie przygotowań przed świętem 1 listopada. Łamaną polszczyzną wypytały z zaciekawieniem o cel naszego przyjazdu. Otrzymując odpowiedź z nieskrywanym wzruszeniem wyrażały wdzięczność, co z kolei dla nas było jednym z bardziej budujących momentów całego wyjazdu. Z zapałem pomogły dodatkowo przy drobnych pracach przy niektórych grobach oraz wskazały kolejne polskie groby wraz z jedno zbiorową mogiłą poległych Polaków w latach II wojny światowej i zaraz po niej.




W pewnym stopniu sytuacja powtórzyła się w Rawie Ruskiej, czyli ostatnim miejscu na planie naszej trasy. Charakterystyką cmentarz był zbliżony właśnie do tego z Wielkich Mostów. Tu również ludzie zapewne polskiego pochodzenia widząc nasze poszukiwania między grobami wskazywali gdzie moglibyśmy jeszcze zostawić swe znicze i wieńce oraz gdzie należałoby wyrzucić śmieci uprzątnięte przez nas z niektórych mogił. Właściwie równo z zachodzącym słońce wyjechaliśmy z tego ostatniego miasta w kierunku przejścia granicznego. Tam nie obeszło się bez małych „przebojów”, lecz koniec końców meldujemy się niemal równo po upływie doby z powrotem w naszym Rzeszowie. Nazajutrz z kolei znów ruszyliśmy w trasę, tym razem już każdy z osobna na cmentarze rodzinne (w pojedynczych miejscach zostawiając jeszcze końcówkę zniczy i wieńców).



Na koniec musimy wspomnieć jeszcze o jednej kluczowej kwestii związanej z naszym wyjazdem na Kresy. Doszedł on szczęśliwie do skutku przez wsparcie finansowe od Regionu Rzeszowskiego „Solidarności”. Dzięki dofinansowaniu od związkowców mogliśmy swobodnie pokryć koszty transportu i zakupu prawie 200 zniczy. Serdecznie dziękujemy!