"Ojczyzna - to
ziemia i groby. Narody tracąc pamięć - tracą życie". Choć
przyjęcie tej sentencji za jedyny drogowskaz narodowej i społecznej
działalności byłby przesadną to trudno się z tymi słowami
Norwida nie zgodzić. Ich sens i znaczenie utożsamiamy sobie
zwłaszcza jesienią w okresie Wszystkich Świętych, kiedy to
zwyczajowo Polacy odwiedzają 1 listopada cmentarze. Jest to czas
refleksji, wspomnień o przodkach, zadbania o mogiły rodzinne oraz
te wspólne wszystkim polskim sercom. Rzeszowscy narodowcy w tym roku
postanowili zadbać o pamięć Polaków, którzy odeszli już do
wieczności, a spoczywają na cmentarzach kresowych. Poniżej relacja
z wyjazdu na Ukrainę.
Pomysł wizyty za
wschodnią granicą jest prozaiczny, choć poniekąd smutny. Zdaliśmy
sobie sprawę, iż zmiana granic dokonana po II wojnie światowej,
zostawiła na wschodzie wiele polskich grobów i cmentarzy, skazując
je w wielu przypadkach na zaniedbanie bądź zapomnienie. Nie zawsze
mogą one liczyć na opiekę rodziny czy oficjalnych instytucji.
Dlatego postanowiliśmy, jako ludzie młodzi, dysponujący względnie
wolnym czasem, odwiedzić przynajmniej kilka takich miejsc i
symbolicznym zniczem, wieńcem czy pracą porządkową zaznaczyć tam
polską obecność i dać dowód polskiej pamięci o kresowej ziemi.
Z Rzeszowa wyjechaliśmy
tuż po godzinie 24, by nad ranem 31 października przekroczyć
granicę państwową. Nie tracąc czasu tuż po porannym
przejaśnieniu ruszyliśmy z pierwszą wizytą polskiego cmentarza
znajdującego się w Mościskach. Najpierw spacer między nagrobkami,
czytanie tablic z łacińskim alfabet i poszukiwanie wyróżniających
się nagrobków. Odnajdując chociażby grób podpułkownika
poległego w kampanii wrześniowej, kawalera orderu virtuti militari
czy nawet radcę województwa śląskiego wróciliśmy następnie ze
zniczami i wieńcami przekazanymi nam przez rzeszowską Solidarność.
Część wspomnianych rzeczy postanowiliśmy natomiast zostawiać na
grobach, które wyglądały na najbardziej zapomniane i zaniedbane.
Niektóre doraźnie staraliśmy się uporządkować. Podobnie
sytuacja wyglądała w Sądowej Wiszni. Ten cmentarzach natomiast ze
wszystkich odwiedzonych sprawiał wrażenie najbardziej opuszczonego.
Stare niszczejące pomniki rzadko i nieregularnie rozsiane na skrawku
nieogrodzonego terenu pośród regularnych zabudowań.
Następnym przystankiem
był Lwów, a konkretniej oczywiście Cmentarz Orląt Lwowskich na
Łyczakowie. Tam również zostawiliśmy swoje znicze i wieńce „S”.
Przy okazji trafiliśmy na przygotowania przed uroczystościami
mającymi się odbyć nazajutrz 1 listopada. Szybko okazało się, że
wśród działaczy polskich organizacji ze Lwowa rozpoczynających
tam pracę jest znany nam z innej wizyty w tym mieście kolega
Władek, który notabene pomagał nam przy planowaniu tegoż wyjazdu
(pozdrawiamy!). Tym bardziej ruszyliśmy z pomocą w przyozdobieniu
kilkuset krzyży biało-czerwonymi wstążkami.
Opuszczając cmentarz
łyczakowski i Lwów udaliśmy się do miejscowości Wielkie Mosty. W
przeciwieństwie do dwóch pierwszych cmentarzy, tutaj polskie groby
znajdowały się niejako na wspólnym cmentarzu, który aktualnie
zdominowany jest przez nagrobki ukraińskie. W gąszczu płyt i
pomników dość łatwo udało się jednak znaleźć docelowe groby
naszej wizyty, bowiem wyróżniały się one słabym stanem
zachowania bądź były wprost zarośnięte. Przy analogicznych
czynnościach jak Mościskach i Sądowej Wiszni napotkała nas pewna
niespodzianka. Otóż nasza obecność została zauważona przez dwie
starsze kobiety polskiego pochodzenia, które były w trakcie
przygotowań przed świętem 1 listopada. Łamaną polszczyzną
wypytały z zaciekawieniem o cel naszego przyjazdu. Otrzymując
odpowiedź z nieskrywanym wzruszeniem wyrażały wdzięczność, co z
kolei dla nas było jednym z bardziej budujących momentów całego
wyjazdu. Z zapałem pomogły dodatkowo przy drobnych pracach przy
niektórych grobach oraz wskazały kolejne polskie groby wraz z jedno
zbiorową mogiłą poległych Polaków w latach II wojny światowej i
zaraz po niej.
W pewnym stopniu sytuacja
powtórzyła się w Rawie Ruskiej, czyli ostatnim miejscu na planie
naszej trasy. Charakterystyką cmentarz był zbliżony właśnie do
tego z Wielkich Mostów. Tu również ludzie zapewne polskiego
pochodzenia widząc nasze poszukiwania między grobami wskazywali
gdzie moglibyśmy jeszcze zostawić swe znicze i wieńce oraz gdzie
należałoby wyrzucić śmieci uprzątnięte przez nas z niektórych
mogił. Właściwie równo z zachodzącym słońce wyjechaliśmy z
tego ostatniego miasta w kierunku przejścia granicznego. Tam nie
obeszło się bez małych „przebojów”, lecz koniec końców
meldujemy się niemal równo po upływie doby z powrotem w naszym
Rzeszowie. Nazajutrz z kolei znów ruszyliśmy w trasę, tym razem
już każdy z osobna na cmentarze rodzinne (w pojedynczych miejscach zostawiając jeszcze końcówkę zniczy i wieńców).
Na koniec musimy
wspomnieć jeszcze o jednej kluczowej kwestii związanej z naszym
wyjazdem na Kresy. Doszedł on szczęśliwie do skutku przez wsparcie
finansowe od Regionu Rzeszowskiego „Solidarności”. Dzięki dofinansowaniu
od związkowców mogliśmy swobodnie pokryć koszty transportu i
zakupu prawie 200 zniczy. Serdecznie dziękujemy!