Nowa strona internetowa

poniedziałek, 21 lutego 2011

Kosovo je Srpsko

Kosovo je Srpsko

          W lutym 2010 mijała 3 rocznica nielegalnej, samozwańczej proklamacji państwa Kosowskiego. Ta autonomiczna albańska prowincja oderwała się od Serbii, z którą stanowiła integralną całość w świetle prawa międzynarodowego. Działo się to przy aprobacie i poparciu Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych – jedni ślepo wierząc w demokratyczne mrzonki i jednostronnie uznawane „prawa człowieka” wykonując przy tym rolę pożytecznego idioty, drudzy realizując swoje partykularne interesy. Do tej sfory dołączył niestety rząd RP, mimo że rok wcześniej minister spraw zagranicznych tego rządu i jego prominentny polityk widzieli w Kosowie państwo budowane za wahhabickie pieniądze i zagrożenie dla chrześcijańskiego dziedzictwa Europy. To haniebne posunięcie polskich władz, jakim było uznanie tego quasi-państwa jako pierwszy kraj słowiański, nie znajduje kompletnie akceptacji w oczach polskich narodowców. Tym bardziej, że jako Polacy mamy podobny problem jak Serbowie związany z separatystycznymi aspiracjami na Górnym Śląsku i chociaż różnica skali jest znaczna, to zagrożenia nigdy nie wolno lekceważyć. Czym dzisiaj  jest państwo Kosowskie przyznają nawet niektórzy początkowi entuzjaści powstania tego sztucznego tworu. Jest to siedlisko przestępczości mafijnej, baza przerzutowa narkotyków na kontynent ( pierwszym krajem, który uznał Kosowo był .. Afganistan, światowy lider produkcji opium), królestwo korupcji. Nie zapominając o tym, że pod względem historycznym Kosowo stanowi dla Serbów prawdziwe serce ich państwowości  niczym dla nas Wielkopolska. Dlatego chęć wyrażenia poparcia i solidarności z Serbami nie maleje wśród polskich środowisk narodowych od 3 lat.

 
W tym roku okazja do wyrażenie tego nadarzyła się doskonała. Za sprawą autonomicznych nacjonalistów z Warszawy, Stowarzyszenia Zjednoczony Ursynów oraz Stowarzyszenia Polacy na rzecz Serbskiego Kosowa, zapowiedziana została na 20 lutego 2011 roku demonstracja solidarnościowa z Serbią w rocznice oderwania się Kosowa. Na fali pewnego entuzjazmu po Marszu Niepodległości można się było spodziewać znów sporej rzeszy nacjonalistów, którzy zasilą szeregi marszu, tym bardziej że poprzedzono go znów odpowiednią propagandą w Internecie i na „ulicy”. Równolegle z informacjami o manifestacjami obiegającymi kraj, sieć obiegał niepublikowany wcześniej film czeskiej produkcji „Skradzione Kosowo”. Mając świadomość, iż zagadnienie to znane jest większości jedynie w zarysie, postanowiliśmy chociaż trochę przybliżyć meritum konfliktu przez projekcję owego filmu. Odbyła się dzień przed manifestacją w Warszawie i zapewne u ludzi, którzy wcześniej nie zapoznali się z filmem we własnym zakresie, pogłębiła tylko przeświadczenie, po której stronie się tutaj opowiedzieć. 
Nazajutrz z samego rana ruszyliśmy do stolicy na manifestację poparcia dla serbskiego Kosowa. Fura, którą się poruszamy z pozoru nie wygląda na najlepszy samochód na dłuższe trasy, ale … ona jeszcze nie jednego zadziwi : ) W Stalowej Woli dosiadają się do nas autonomiczni nacjonaliści, których tym razem my zabieramy i w pełnym składzie ruszamy dalej. W Warszawie jesteśmy odpowiednio wcześnie, gdyż do planu wyjazdu dołożyliśmy jeszcze wizytę w Muzeum Powstania Warszawskiego. Ograniczeni czasowo spędziliśmy tam tylko dwie i pół godziny. Tylko, gdyż chcąc skrupulatnie je zwiedzić, śmiało można spędzić tam cały dzień. Jednak nawet ta stosunkowo krótka wizyta wywarła na nas spore wrażenie i gorąco polecamy każdemu, kto nie miał jeszcze przyjemności tam być. Następnie zameldowaliśmy się na miejscu zbiórki, gdzie powoli zaczynało się robić tłoczno. Kolejne grupy i organizacje rozwijają swoje flagi, transparenty, banery. Jest MW, ONR, AN z różnych regionów, wspominani wyżej organizatorzy i parę innych ekip ze swoimi „płótnami”. Często napotkać można barwy warszawskiej Legii, której kibice po raz kolejny po 11 listopada licznie zasilili narodową manifestacje (widać w tym względzie wśród polskich kibiców pewne ożywienie, gdyż tego samego dnia Marsz Zwycięstwa ku czci Powstańców Wielkopolskich zorganizowali w Poznaniu Lechici). My również rozwijamy swój transparent, z którym przemierzamy potem całą trasę przemarszu.
    W końcu zostają uformowane szeregi i pochód rusza. Dopiero wtedy tak naprawdę można było sobie zdać sprawę z liczby manifestantów, która na podczas zbierania się przy metrze Świętokrzyskim nie wydawała się aż tak pokaźna Jak się okazało potem ruszyliśmy w trasę w ponad 500 osób. Na całej jej długości intonowane były hasła wyrażające nasze jednoznaczne przekonanie o prawdziwej przynależności Kosowa, solidarność z Serbami, podkreślające również polskość śląska oraz parę uprzejmości w stronę tych, którzy za oderwaniem tej prowincji stoją. Międzyczasie spontanicznie odpalane race oraz petardy hukowe. Cieszył widok serbskiej diaspory, która z nami uczestniczyła pochodzie. Nie brakło również humorystycznych akcentów i „konwersacji” z osobami w oknach przekazującymi swoje marne mądrości :) Marsz dotarł ostatecznie na docelowe miejsce, którym była jakaś placówka dyplomatyczna UE. Tam końcowe przemówienia, ostatnie okrzyki i trochę pirotechniki, by po jakimś czasie rozwiązać manifestację, która co warto podkreślić przebiegła bez jakichkolwiek incydentów. Po niej jeszcze odbyła się jakaś dyskusja w klubie N44, ale stwierdziliśmy, że nie ma tu o czym dyskutować – Kosowo jest Serbskie, Śląsk jest Polski i amen. A tak naprawdę do opuszczenia stolicy zmusiła nas długa trasa, która nas czekała. Dodatkowo pod uwagę musieliśmy wziąć poprawkę na zimowe warunki pogodowe i .. nasz bolid :) Po zaopatrzeniu na „wylotówce” z Warszawy w prowiant i inne, ruszamy w drogę. Po północy meldujemy się w Rzeszowie w pełni zadowoleni z wyjazdu, gdyż zarówno wizyta w muzeum, dopracowana pod niemal każdym względem manifestacja, jej liczebność oraz szczęśliwa podróż dały nam ku temu wymierne powody.