Dla fanów futbolu nie ma nic gorszego jak sezon ogórkowy, czyli przerwy w rozgrywkach między kolejnymi sezonami, rundami. Na szczęście piłkarze znów wybiegają na boisko, aby rozgrywać mecze o stawkę. Kibice już zacierają ręce. Czy rzeczywiście?
Jako pierwsza do boju w europejskich pucharach ruszyła drużyna ze wschodu Polski, a mianowicie Jagiellonia Białystok. Pojechała też na wschód i przegrała. Z kim? z Dynamem Kijów? ze Spartakiem Moskwa? z Zenitem St. Petersburg? Nie. Odpadła w pierwszej rundzie z drużyną z .. Kazachstanu, Irtysz Pawłodar. Cofamy zatem sformułowanie dostała przegrała. Skompromitowali się totalnie i jak pisał jeden z popularnych portali piłkarskich, po prostu wyszło na jaw, że to nie są żadni zawodowi piłkarze - "pobite gary".
Ale nie o tym miał być ten wpis. Otóż męcząc się przez ten sezon ogórkowy spragniony futbolu kibic miał w tym roku dość ułatwione zadanie, bowiem mógł też rzucić okiem na mistrzostwa świata kobiet rozgrywane za Odrą (choć pewnie niewielki procent lubi kobiece "kopanie piłki), Copa America rozgrywane w Argentynie czy też mistrzostwa świata do lat 17. Tutaj pojawił mały problemik. Otóż natrafiając na mecz przykładowo reprezentacji Niemiec, widz potrzebował dobrej chwili, aby zorientować się kto tak naprawdę gra - natłok nazwisk tureckich oraz obco brzmiących niż dawne "Klinsmanny, Kohlery, Effenbergi" wydatnie to utrudniał. Można to złożyć na karb dawnej niemieckiej polityki i ich dzisiejszego przekroju społecznego. Po problemie. Jednak problem pozostaje i jest dla nas o wiele bardziej palący, gdy przyjrzymy się budowie naszej "reprezentacji narodowej" dla zbliżające się euro2012. Przy (nie)dobrych wiatrach na boisko wybiegnie drużyna, która nie będzie wstanie zaśpiewać Mazurka Dąbrowskiego. Z tą budową reprezentacji koresponduje właśnie oświadczenie jednego z piłkarzy jakie miało ostatnio miejsce. Otóż urodzony w Sosnowcu niejaki Eugen Polanski, który był kapitanem w młodzieżowej reprezentacji Niemiec i dawniej zarzekał się, że o grze dla Polski nie ma mowy, gdyż on czuje się Niemcem, nagle .. zmienił teraz zdanie (rok do euro - przypadek?). Chciałoby się w tym miejscu zacytować klasyka: reprezentacjo Polsko, trenerze Smuda, psie Sabo - nie idźcie tą drogą. Robi się coraz większa kpina.
Dziwnie jest też w polskiej piłce klubowej. Dzisiaj właśnie do boju o upragnioną dla wielu Ligę Mistrzów po kilkunastu latach absencji staje mistrz Polski Wisła Kraków. Jak zwykle nakręcane są apetyty i oczekiwania, motywując to chociażby transferami. Transfery te to dołożeni kolejni cudzoziemcy do kadry zespołu, który to już wiosną wybiegał na boisko z (w porywach) trzema Polakami w składzie. Czyli do Ligi Mistrzów może czasem awansować polski zespól z jednym Polakiem w pierwszej jedenastce? Wiadomo - pieniądze, komercjalizacja piłki, europejskie trendy, pogoń za sukcesem, marazm rodzimej piłki, brak talentów itp. zatem sięga się po obcych. Lecz zachodzi pytanie czy jest jakaś granice tego?
Ta sytuacja zwyczajnie zaczyna wkurzać. Wkurzyła też pisarza Waldemara Łysiaka, który właśnie we wstępnym rozdziale do swej książki "Rzeczpospolita Kłamców. Salon" zatytułowanym "Wkurza mnie dosłownie wszystko" w trafny sposób skomentował temat poruszany powyżej. Na tyle trafnie się do tego odniósł, że pozwolimy sobie tutaj jego myśli zaprezentować:
Warto zwrócić uwagę, że zostało to napisane w roku 2004. Co ten autor napisałby w roku 2011 chcąc znów wyrazić swą refleksję na ten temat? Nie będziemy odpowiadać za pana Łysiaka. Podamy tylko skład Legii Warszawa jak walczyła w ćwierćfinale Ligi Mistrzów w marcu 1996 roku z Panathinaikosem:
Maciej Szczęsny – Zbigniew Mandziejewicz, Jacek Zieliński, Marek Jóźwiak, Grzegorz Lewandowski (78’ Tomasz Wieszczycki), Radosław Michalski, Leszek Pisz, Ryszard Staniek, Jacek Bednarz – Jerzy Podbrożny, Cezary Kucharski (66’ Tomasz Sokołowski)
Widzimy jak to wszystko bardzo się pozmieniało. Zaś biorąc pod uwagę, że w drużynie z Aten grało wtedy dwóch Polaków, widać jak daleko jesteśmy od poziomu z tamtych lat.
Naturalnie mamy świadomość, że pewne rzeczy są nieodwracalne i takiego składu już w Lidze Mistrzów mieć nie będziemy. To jest właśnie ta nostalgia, o której pisze Waldemar Łysiak.
Jednak to tylko sport. O wiele ważniejsze są analogiczne zmiany w sferze społeczno-politycznej, odsyłając ponownie do ostatnich 2 zdań wklejonego fragmentu książki.