Nowa strona internetowa

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Cud nad Wisłą i jego znaczenie.

Dzisiaj przypada 91 rocznica Bitwy Warszawskiej - wielkiego sukcesu polskiego oręża, który uchronił świeżo odrodzą Rzeczpospolitą przed zagładą, zaś kontynent europejski przed czerwoną zarazą bolszewizmu. Znaczenie tego wydarzenia jest nie do przecenienia i jest potężnym wkładem polskiego Narodu w dzieje ludzkości. 

Bitwa Warszawska jest tematem dobrze opracowanym przez historyków, zaś obecnie w ten dzień obchodzimy również święto państwowe. Jednak przypominanie o rzeczach powszechnie znanych, lecz niezwykle istotnych nie jest daremne, tym bardziej wobec wyzbywającego się świadomości historycznej społeczeństwa. W ramach rocznicowego upamiętnienia bohaterów tamtych walk prezentujemy  poniżej dwa filmiki oraz artykuł prof. Andrzeja Nowaka (UJ) traktujący o Cudzie nad Wisłą.





_________________________________________



Dziedzictwo roku 1920

Prof. Andrzej Nowak


Nie wolno nam zapomnieć polskiego zwycięstwa w 1920 r., jeśli mamy pozostać Polakami, a Europa ma zachować rdzeń swej duchowej tożsamości: tej, w której centrum są wolność i chrześcijaństwo.


Wojna sowiecko-polska zaczęła się już na początku 1919 roku. Oddziały Armii Czerwonej szły na zachód. W połowie lutego zatrzymał je opór polskich formacji wojskowych na ziemi białoruskiej, pod Berezą Kartuską. Walka miała trwać kolejnych 20 miesięcy.
O co walczyła Armia Czerwona? O zwycięstwo rewolucji komunistycznej w Europie. Biuro Polityczne partii bolszewickiej (Włodzimierz Lenin, Lew Trocki, Lew Kamieniew, Józef Stalin) widziało jedną drogę do tego celu: drogę na Berlin, połączenie sił komunizmu sowieckiego w Rosji z potęgą niemieckiego proletariatu i przemysłu. Ta droga nieuchronnie prowadziła, jak to ujął już w listopadzie 1918 r. Stalin, przez "polskie przepierzenie". Armia Czerwona miała je przebić żelazną pięścią, by dojść do Berlina.
O co walczyło Wojsko Polskie? O utrwalenie odzyskanej po wieku rozbiorów niepodległości i o granice. Ale granice czego? Czy tylko o granice Polski? Czy czegoś więcej w rezultacie? Granice ideologicznej pychy komunizmu? Granice wolności mniejszych, położonych między Rosją a Niemcami, narodów? Granice Europy? Jakiej Europy?

Rozbić imperialne więzienie
Odpowiedź na te pytania stała się najbardziej dramatyczna wiosną i latem 1920 roku. Wojna sowiecko-polska weszła wtedy w decydującą fazę. Armia Czerwona szykowała od stycznia potężne uderzenie, które miało w maju rozbić Wojsko Polskie na froncie białoruskim. Naczelnik państwa Józef Piłsudski chciał uprzedzić to uderzenie i podjąć próbę realizacji najambitniejszego zadania. Pragnął utrwalić niepodległość Polski poprzez ostateczne rozbicie imperialnego więzienia narodów na wschód od niej. Uzyskanie niepodległości przez Ukrainę miało zabezpieczyć nie tylko Polskę, ale także pozwolić na wolny rozwój mniejszych narodów - od Kaukazu do Bałtyku.
Tego celu nie udało się jednak w pełni osiągnąć. Żywioł niepodległościowy na Ukrainie okazał się zbyt słaby, a i siły Polski niewystarczające do prowadzenia samotnej walki o przyszłość całej Europy Wschodniej nie tylko przeciw Rosji Sowieckiej, ale także wbrew stanowisku głównych mocarstw zachodnich (Francji, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych), które przyzwyczaiły się widzieć na tym obszarze tylko jeden czynnik siły: Rosję.
Wielka Brytania w szczególności chciała się wówczas porozumieć z Moskwą, nawet z "czerwoną" Moskwą jako jedynym na wschód od Niemiec istotnym partnerem w układaniu nowego ładu Europy po wielkiej wojnie. Brytyjski premier David Lloyd George dążył od kwietnia 1920 roku do bezpośredniego porozumienia z Leninem jako rzeczywistym gospodarzem nie tylko Rosji, ale także patronem owego nowego ładu w Europie Wschodniej. Polska niepodległa polityka, uwzględniająca istnienie innych, mniejszych państw na tym obszarze, a także zwracająca uwagę na ideologiczny charakter sowieckiego niebezpieczeństwa dla całej Europy - była w tej perspektywie także tylko przeszkodą.

Na Zachód marsz
Lenin wysłał do Londynu Lwa Kamieniewa, członka Politbiura, by podtrzymał iluzję pokojowego porozumienia państwa sowieckiego z Zachodem (za cenę oddania pod kontrolę Moskwy całej Europy Wschodniej). Jednak w miarę odzyskiwania militarnej inicjatywy w wojnie z Polską i postępów Armii Czerwonej na zachód korciło go rzucenie rękawicy całemu systemowi wersalskiemu w Europie. Front Zachodni Michaiła Tuchaczewskiego miał ruszyć "przez trupa białej Polski" na Berlin. Nie tylko Polska miała być zsowietyzowana. Skalę ambicji bolszewickiego kierownictwa latem 1920 roku oddaje najpełniej wymiana depesz między Leninem a Stalinem (który bezpośrednio nadzorował wówczas natarcie Armii Czerwonej na Lwów). 23 lipca Lenin pisał do Stalina: "Uważam, że należałoby w tej chwili pobudzić rewolucję we Włoszech. Uważam osobiście, że należy w tym celu sowietyzować Węgry, a być może także Czechy i Rumunię". Stalin, który obiecywał w ciągu tygodnia zająć Lwów, następnego dnia odpowiadał: "Teraz, kiedy mamy Komintern, pokonaną Polskę i mniej czy bardziej przyzwoitą Armię Czerwoną (...) byłoby grzechem nie pobudzić rewolucji we Włoszech. (...) Należy postawić kwestię organizacji powstania we Włoszech i w takich jeszcze nieokrzepłych państwach, jak Węgry, Czechy (Rumunię przyjdzie rozbić). (...) Najkrócej mówiąc: trzeba podnieść kotwicę i puścić się w drogę, póki imperializm nie zdążył jako tako podreperować swojej rozwalającej się fury".
Stalin, zanim ruszył pod Lwów, zdążył już zająć się opracowaniem teoretyczno-ustrojowych rozwiązań, aby poszerzyć sowieckie imperium. We wcześniejszym liście do Lenina zwracał uwagę, że przyszłe sowieckie Niemcy, sowiecka Polska, Węgry czy Finlandia nie powinny być od razu przyłączone do sowieckiej Rosji na takiej samej federacyjnej zasadzie jak Baszkiria czy Ukraina, ale zasługują na wprowadzenie dla nich zasady konfederacji, czasowo honorującej tradycje ich odrębności państwowej. Trocki z kolei nalegał 17 lipca na zwiększoną agitację wśród polskich robotników i chłopów w celu zaszczepiania w ich świadomości nowych bohaterów narodowych, których dotąd nie znali: "towarzyszy Dzierżyńskiego, Marchlewskiego, Radka, Unszlichta i in.". Oni mieli zastąpić Piłsudskiego, Dmowskiego, Witosa czy Paderewskiego w nowej Polsce.

Dobić Polskę
W Moskwie trwał II kongres III Międzynarodówki Komunistycznej. Delegaci z entuzjazmem patrzyli na wielką mapę, na której codziennie przesuwały się na zachód czerwone chorągiewki. Izaak Babel, wielki pisarz, a w lecie 1920 roku politruk towarzyszący 1. Armii Konnej Siemiona Budionnego w wielkim rajdzie na Polskę, tak zapisywał na gorąco swoje wrażenia z tego momentu: "Moskiewskie gazety z 29 lipca. Otwarcie II kongresu Kominternu, nareszcie urzeczywistnia się jedność ludów, wszystko jasne: są dwa światy i wojna jest wypowiedziana. Będziemy wojować w nieskończoność. Rosja rzuciła wyzwanie. Ruszamy w głąb Europy, aby zdobyć świat. Czerwona Armia stała się czynnikiem o znaczeniu światowym". Podniecony otwierającymi się perspektywami Lenin jeszcze 12 sierpnia nawoływał ze zniecierpliwieniem na posiedzeniu Politbiura: "Z politycznego punktu widzenia jest arcyważne, aby dobić Polskę".
Polska jednak dobić się nie dała. Rozczarowanie Lenina było wielkie. Zderzenie z siłą ugruntowanego w zdecydowanej większości społeczeństwa dojrzałego patriotyzmu było dla bolszewików zjawiskiem nowym. Próba sowietyzacji Polski rozbiła się o to, co Richard Pipes nazwał europejskim nacjonalizmem, a co tak korzystnie odróżniało sytuację Polski od anomii społecznej, na której bolszewicy zbudowali swój sukces w Rosji, na Ukrainie czy na Białorusi. "Przeklęta, ciemna Polska" - jak pisał 4 września Kliment Woroszyłow, towarzysz Stalina z walk pod Lwowem - wykazała "szowinizm i tępą nienawiść do "ruskich"." Nie było już mowy - przez następnych 20 lat - o sowieckiej Czechosłowacji, Węgrzech, Rumunii, w mocy pozostały traktaty pokojowe bolszewików z "burżuazyjnymi" rządami małych republik bałtyckich. Lenin zweryfikował stanowczo całość swojej strategii: pomoc "moralna" i materialna dla sprawy rewolucji w państwach imperialistycznych miała być utrzymana, a nawet zintensyfikowana, w szczególności na terenie kolonii, natomiast wykluczone zostało na długie lata bezpośrednie angażowanie militarne państwa sowieckiego w eksporcie rewolucji: w każdym razie na terenie Europy. System wersalski został na 20 lat ocalony w Bitwie Warszawskiej, a później niemeńskiej. Wraz z nim ocalała szansa niepodległego rozwoju Europy Środkowo-Wschodniej. Przynajmniej jej części i przynajmniej na pewien czas.
Cena nie była mała. Blisko sto tysięcy poległych i zmarłych w tej wojnie: żołnierzy, młodych ochotników, których symbolem stali się akademicy warszawscy walczący pod Radzyminem pod duchowym przywództwem księdza Ignacego Skorupki, akademicy lwowscy z polskich Termopil - Zadwórnej, ochotniczki broniące bohatersko Płocka i Włocławka. Polscy jeńcy, którzy nigdy nie wrócili z sowieckiej niewoli. Wykazujący się najwyższym poświęceniem młodzi członkowie POW (Polskiej Organizacji Wojskowej), którzy zbierali informacje wywiadowcze na zapleczu sowieckiego frontu.

W cieniu czerwonej gwiazdy
Racje w tej wojnie nie były podzielone. Na pewno nie w lipcu i sierpniu 1920 roku. Agresywny, totalitarny imperializm sowiecki niósł przemoc fizyczną i cywilizacyjną. Narzucał siłą zmianę tożsamości swoim nowym poddanym. Mieli stać się wyznawcami komunistycznej ideologii, opartej w swym rdzeniu na klasowej nienawiści, na stałym resentymencie wobec tych, którym powodzi się lepiej, wobec tych, którzy wierzą w coś większego niż partia. Rację mieli tylko ci, którzy bronili Ossowa, bronili Polski, bronili Europy, bronili Boga. Nie ci, którzy chcieli przygnieść Ossów, Polskę, Europę i Boga ciężarem czerwonej gwiazdy.
I o tej racji, racji polskiej z sierpnia 1920 roku, nie wolno nam zapomnieć. Nie wolno nam zapomnieć, jeśli mamy pozostać Polakami, a także jeśli Europa ma zachować rdzeń swej duchowej tożsamości: tej, w której centrum jest wolność i chrześcijaństwo.
W maju 1920 roku, kiedy żołnierz polski zmagał się z Armią Czerwoną o przyszłość Europy Wschodniej, w Wadowicach, w rodzinie urzędnika wojskowego, urodził się Karol Wojtyła. Wyobraźmy sobie, że Polska poddaje się dyktatowi Lenina w sierpniu 1920 roku. Że powstaje nowa, skrojona według projektu Stalina, polska republika sowiecka. Czy młody Karol mógłby usłyszeć o Bogu? Mógłby stać się Polakiem? Te pytania dotyczą całego pokolenia - najwspanialszego bodaj w XX wieku pokolenia Polaków: urodzonych i wychowanych w wolnej Ojczyźnie.
Te pytania dotyczą także nas, dzieci i wnuków tego pokolenia.
Owe pytania, pytania o pamięć roku 1920, przekształcają się dziś w pytania jeszcze poważniejsze: czy chcemy nadal być Polakami, czy chcemy walczyć (walczyć naszą pracą, naszą odwagą dawania świadectwa swojej tożsamości) o Polskę i Europę wierną swym najlepszym duchowym tradycjom? Czy chcemy Polski niepodległej, gotowej wspierać wolność mniejszych narodów naszej części kontynentu, czy godzimy się z rolą pionków, ustawianych na geopolitycznej mapie przez mocarstwa lekceważące mniejszych i słabszych i narzucające im bezwzględnie dyktat swoich ideologicznych preferencji?


Autor jest historykiem, rosjoznawcą i sowietologiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego, redaktorem naczelnym dwumiesięcznika "Arcana".

za:  naszdziennik.pl