Nowa strona internetowa

środa, 29 sierpnia 2012

Nad kwestią młodzieży refleksji kilka


Do napisania tekstu zdeterminowała mnie obserwacja otaczającej rzeczywistości i wyciągnięcie paru wniosków z własnej i szerszej perspektywy. Sprawa w medialnym obiegu tuszowana wieloma „ważniejszymi” tematami zastępczymi przedstawia się nieciekawie. Chodzi o ludzi młodych, ich aktualne położenie, zachowania, perspektywy. Choć problemy zdiagnozować dość łatwo to jednak próba refleksji nad najbardziej optymalnymi drogami wyjścia jest co by nie mówić znikoma. Jeśli problem ten jest kompletnie porzucony w łonie warstw przywódczych społeczeństwa, to nie rokuje to dobrze dla jego rozwoju, gdyż to młodzież będzie za niego odpowiadać. Natomiast jeśli zawiedzie refleksja w środowisku narodowym, to dalej nie drgnie ono do przodu, a tego przecież wypatrujemy. W ten skromny, być może ułomny sposób, pragnę zwrócić uwagę na pewne zjawisko i sprowokować zastanowienie u jednych, a być może chęć działania u drugich.



Zacznijmy jednak od tych problemów, dość łatwo dostrzegalnych w polskiej rzeczywistości i położeniu ludzi młodych. Po zakończeniu nauczania nie mają oni dużych szans na znalezienie dobrze płatnej pracy. O ile w ogóle się to udaje, jest to zazwyczaj zatrudnienie  na tzw. umowach śmieciowych, które gwarantują pieniądze umożliwiające jedynie przeżycie. Nie pomaga polski system edukacji, który obecnie oparty został na szkodliwym założeniu, które stało się niejako credo całego systemu – musimy mieć jak najwięcej osób z wyższym wykształceniem, nawet kosztem poziomu tego ostatniego (ilość ponad jakość). Za tym postąpiła degradacja matury, która niczym nie przypomina już prestiżu i poziomu matury przedwojennej. Następnie poszła gigantyczna nadprodukcja młodych magistrów, którzy jako rzesza absolwentów wątpliwej marki wszelkiej maści szkół wyższych, zasilają napęczniały rynek pracy. Na nim z kolei brak ludzi wykształconych zawodowo w zaniedbanych i traktowanych po macoszemu technikach i liceach. Efekt w zdawkowych informacja słyszał pewnie każdy, a jest nim postępujące bezrobocie wśród młodych ludzi.

Z tym problemem zazębia się kłopot młodych „dezerterów” życiowych, którzy zniechęceni na starcie podobną sytuacją zasilają armię wegetujących. Wychowankowie współczesnych gimnazjów, czyli zazwyczaj siedliska negatywnych „uroków” młodzieńczego życia, nie są w stanie wejść na tory właściwego rozwoju. Nie miejsce na rozstrzyganie z jakich przyczyn, gdyż z pewnością część jest systemowa, a część indywidualna. Chodzi jednak o to, że na pewnym ich etapie zostaje uruchomiony pewien negatywny mechanizm myślowy, szkodliwe usposobienie. Studia i tak nic nie dają, ranga szkół profilowanych nie przyciąga. Wokół zauważalne podobne przypadki u wielu rówieśników, więc świadomość, że nie jest się w swym położeniu odosobnionych, popycha do pewnej stagnacji. To rodzi szary obraz wielu polskich blokowisk, miasteczek, wsi. Jedni uczą się jedynie dla zasady i smutnego w ich odczuciu obowiązku, drudzy znajdując jednak jakąś pracę dalecy są od pełnego usamodzielnienia nie mówiąc o założeniu rodziny. Wspólnym mianownikiem dla obu grup jest jednak totalne uproszczenie filozofii życiowej. Tworzona jedynie od weekendu do weekendu, nie wybiega w przyszłość, nie oddala się od przyziemnych spraw, nie szuka ideałów. Substytutami dla tych ostatnich jest możliwość zaspokojenia swych prostych pragnień w cotygodniowej chwili wolnego czasu. Świat takich osób i grup staje się zawężonym do materialnego minimum, które gwarantuje proste przetrwanie.

Z pewnością nie jest to wniosek rewolucyjnie odkrywczy. Podobnie jak ten mówiący, iż system wcale nie pomaga i nie dąży do tego, aby ten stan rzeczy poprawić. Trudno jest go zatem z perspektywy nizin społecznych inaczej zarysować, w nieco cieplejszych barwach. Ciągłe i nachalne epatowanie hedonizmem, materializmem, konsumpcjonizmem, tylko pogłębia zjawiska z płaszczyzny edukacyjnej i gospodarczej. Ma się nieodparte wrażenie, że młode rzesze ludzi zostały wręcz wyhodowane pod wytyczne stawiane przez powyższe „izmy”. Wylano na nich pełne wiadra wody zwąc je wolnością, jaką rzekomo nastaliśmy po 1989 roku, a ci zdążyli się nią jedynie zachłysnąć. W erze komputerów coraz trudniej zachęcić młodzież do sportu, w czasie podupadłej działalności społecznej trudno im spędzić inaczej wolny niż  przesiadując na ławce. Wdrożeni najpierw w tryby niefunkcjonalnej edukacji wpadają w rynek pracy, który nie wita i z otwartymi rękami. Po drodze kompletnie zawodzi wychowanie obywatelskie, o tożsamościowym i patriotycznym już nie wspominając. Ofertą jest jedynie medialny świat, gdzie tryumfuje koloryzowana rzeczywistość z zainstalowaną lewicową polityczną poprawnością; nowe świątynie w postaci galerii handlowych; kultura masowa ociekająca wspomnianym materializmem i hedonizmem. Młody człowiek wychowany w otoczeniu z takimi pryncypiami, wskakując szczęśliwie na poziom, gdzie w myśl powyższych standardów z telewizora znajdzie zaspokojenie, akceptację zazwyczaj zatrzymuje się. Jest przekonany, iż dalej jest tylko ściana, a piąć się należy tylko w górę po schodach suchej przyziemności i kolejnych namacalnych dóbr. W gruncie rzeczy zostaje obmurowany pustakami w małym, wilgotnym pomieszczeniu. Im więcej ludzi się w nim znajdzie, tym szybciej zacznie gnić nasze polskie i europejskie społeczeństwo.

Skoro wspomniałem, że nie jest to nic rewolucyjnego  i nie wymaga polotu umysłu, aby to stwierdzić, to dlaczego nie słychać tego (stąd właśnie ten tekst) u prominentów, w mainstreamowych mediach, od samozwańczych elit? Jedni są zapewne impotentami umysłowymi, którzy wyrośli w podobnym schemacie, więc są święcie przekonani, iż wszystko w nim funkcjonuje należycie. Drudzy są natomiast cynikami i hipokrytami. Zdają sobie sprawę, że rządzenie krajem, w którym takie problemy pozostają nierozwiązane jest o wiele łatwiejsze. Inni zaś przeliczają to na zysk, który jest o wiele większy w hedonistycznym społeczeństwie urabianym w ten sposób, aby jedynie pracowało, kupowało i umierało. Trudno też szukać motywacji do zmian u bezideowej kasty politykierów.

Mimo wszystkiego co zostało do tej pory powiedziany, ten czarny obraz jest miejscami przełamywany przez poszczególne przypadki ludzi, którzy idąc swoją drogą nie zatracili swej duchowości, błysku przekonań i woli przeciwstawienia się rzeczywistości. Robią to w różny sposób, z różnym natężeniem i działając na różnych polach. Staje się tym ścieżka nauki, praca, kibicowski szlak, działalność muzyczna, sport, samodoskonalenie czy właśnie aktywność w grupach narodowych. Bez wartościowania co jest lepsze i gorsze, mniej lub bardziej przydatne, bo tego  jest bardzo trudno dokonać, bezsprzecznie należy stwierdzić, że wszystko to uderza na swój sposób w ścianę, jaka jest przed nami odgórnie budowana. Istnienie takich ludzi, choć obecnie w mniejszości, jest dowodem, iż mur ten nie jest całe szczęście jeszcze kompletnie nienaruszalną konstrukcją. Jest również dowodem na to, że w społeczeństwie, a głównie w młodej jego warstwie istnieje naturalna, żywa potrzeba afirmacji własnego ja, budowy poczucia tożsamości indywidualnej czy grupowej, działania, realizacji pragnień z tej niematerialnej sfery człowieczeństwa. Istnieje to zapewne u każdego, jednak obecna rzeczywistość świadomie i nieświadomie wydatnie te odruchy stłamsiła, zniwelowała, sprawiając, że są one ukrytym płomieniem. Na czoło wysunięte zostały natomiast wszelkie ich przeciwieństwa.

         
              Współczesny polski nacjonalizm musi zdawać sobie z tego wszystkiego sprawę bądź starać się to jeszcze dogłębniej zrozumieć, a co najważniejsze wykorzystać. Obecnie jest on tworzony właśnie przez opisane w powyższym akapicie jednostki, które pośród szeregu nieprzychylności znajdują chęć i motywację do działania, gdyż zwyczajnie trwać w krótkiej perspektywie najbliższego weekendu by po prostu nie potrafiły. To właśnie znalezienie i pielęgnacja swej ideowości, silna tożsamość, wola walki z marazmem i samym sobą, nieodparta chęć działania na jakimkolwiek polu jest nie tylko wymogiem tworzenia ruchu narodowego, ale na razie podstawowym orężem walki z systemem tworzącym obecną rzeczywistość. Osoby o takich cechach determinują fakt, iż jego zwycięstwo na drodze do kreacji w pełni zuniformizowanego, bezideowego, materialistycznego społeczeństwa nie jest pełne. I być nie może nigdy. Obecny stan tegoż społeczeństwa to silna choroba. Jedyną metodą leczenia może być tylko próba zaszczepienia u przedstawicieli tych biernych, zrezygnowanych i apatycznych mas chęci wyjrzenia dalej niż ekran telewizora, monitor, podwórku, przystanek, osiedlowy plac, a co najważniejsze wydobycia pokładów pasji i woli działania. Nie intensyfikując działań niechybnie będziemy zmierzać w stronę dalszego skamienienia, a co gorze zatracenia młodych mas. Tak więc gra się toczy o to, aby jak najwięcej młodych jednostek nie przeżartych jeszcze opisywaną tutaj "chorobą cywilizacyjną XXI wieku" nakłonić do zmiany kursu i podążania w przeciwną stronę niż główny nurt mas. 

           
             Zrobić to można pokazując jedynie najpierw alternatywę, wyciągnąć dłoń i spróbować przelać to co samemu udało się wcześniej w sobie wykształcić. Niech to zatem dzieje się na szeregu pól, tak jak obecnie na różnych płaszczyznach działają osoby nie wciągnięte w wir robotyzacji życia. Rozbudzenie przytłumionych cech, instynktów, naturalnych usposobień nie nastąpi przez system, ponieważ to on je przygasił niemal do zera oferując w zamian pseudowartości. Może to nastąpić jedynie ze strony tych, którzy najpierw sami oparli się przygniatającej rzeczywistości o materialistycznym, politycznie poprawnym zabarwieniu. Stąd potężne zadanie, a zarazem szansa. Działając, budując alternatywę dla pochłoniętej w marazmie młodzieży, prowadzi się do zatamowania postępującego duchowego gnicia młodej warstwy społeczeństwa. Na niej jest oparta przyszłość, toteż aktywizując ją do działania dokładamy cegiełkę do ożywienia całego życia społecznego. Domniemanym celem powinno natomiast być przepełnienie tej sekwencji działań na różnym podłożu pierwiastkiem idei narodowej.

                                                                                                                                                                          F.