Tekst
ten jest w pewnym sensie dopełnieniem poprzedniego artykułu „Nad
kwestią młodzieży refleksji kilka” oraz kontynuacją niektórych
myśli tam zawartych. Tym razem jednak z obszernym wykorzystaniem
twórczości jednego z klasyków myśli narodowej. Zabieg taki
pokazuje nam, iż wiele wniosków, diagnoz, opisów kreślonych już
w przeszłości przy drobnym intelektualnym wysiłku można przełożyć
na czasy dzisiejsze i na odwrót – kalki współczesnych obserwacji
widzimy w przemyśleniach myślicieli mniej lub bardziej odległych w
czasie.
Młoda
inteligencja, która podejmowała działalność publiczną w połowie
lat osiemdziesiątych miała świadomość politycznej apatii i
duchowego załamania pokolenia, które przeżyło klęskę powstania
styczniowego. Pozytywistyczny program pracy organicznej oznaczał dla
nich rezygnację z myśli niepodległościowej i postawę lojalizmu
wobec caratu w imię rozwoju przemysłu w Królestwie, możliwości
indywidualnego bogacenia się i gromadzenia „materialnych
dostatków”. Popławski nazwał ten proces obniżeniem ideałów
obywatelskich. Tekst opublikowany w „Głosie” (nr 1 z 1887r.)
stanowił antypozytywistyczny manifest i atak na propagowany przez
pozytywistów kapitalizm wobec społecznie negatywnych skutków
towarzyszących mu haseł.
Cóż
to za notka? Otóż w ten sposób opisuje Teresa Kulak jeden bardziej
znanych artykułów jednego z ojców założycieli Narodowej
Demokracji Jana Ludwika Popławskiego - „Obniżenie ideałów”.
Czytając go i przenosząc się w końcówkę wieku XIX ma się nie
tylko nieodparte wrażenie o celności opisu Popławskiego. Jest to
także spora dawka nasuwających się analogii współczesnych, które
po zaprezentowaniu fragmentów artykułu postaram się krótko
podkreślić.
Wszędzie
apatia bezwładnością swoją krępuje polot myśli. Nie znajduje
ona dostatecznego usprawiedliwienia w okolicznościach zewnętrznych,
chociaż powołuje się na nie chętnie; przyczyn jej szukać
właściwie należy w subiektywnym nastroju danego społeczeństwa,
dokładniej – warstwy jego inteligentnej.
Apatia
ta była w pewnej mierze, że tak powiem, koniecznością
fizjologiczną, przyrodzonym stanem depresji, która zawsze następuje
po żywszym pobudzeniu, po nadmiernym wysiłku działalności
społecznej (...) Nie
godzimy się jednak na uświęcenie tej bezwładności, jako zasady
naczelnej życia zbiorowego.
Nie jest to
bowiem wcale łatwo wytłumaczona, a nawet uzasadniona obawa przed
niebezpieczeństwem realnym, ani owa, właściwa słabym, ostrożność,
przezorna wolno i z namysłem stawiająca kroki, ale
filisterska bezbarwność myśli i uczuć, mizerne samolubstwo
kramarzy, samolubstwo które stało się już tak cyniczne, że się
otwarcie do nikczemności swej przyznaje (…)
Pokolenie,
które dziś żyje i działa, wzrastało już w tej atmosferze
zatrutej wyziewami tej moralnej posoki, sączącej się z ran
niezasklepionych. Lepsze jednostki nawet, których dzięki
szczęśliwym wpływom nie zakaziła zgnilizna moralna, w wielu
wypadkach nie posiadają już owego zmysłu uczciwości
obywatelskiej, niezbędnego dla oceny pewnej kategorii czynów. Etyka
indywidualna nie może być probierzem tej niecnoty, którą co krok
spotyka się w naszych stosunkach społecznych, niecnoty, która nie
tylko występuje jawnie, w dzień biały, ale puszy się bezczelnie i
urąga wszystkiemu, co zachowało jeszcze wstyd uczciwy albo bodaj
wstyd swej sromoty.
I
jeżeli teraz w pokoleniu młodszy, które, jak powiada p. Spasowicz,
„ma nerwy wypoczęte, ma mięśnie prężące się do ruchu”,
budzi się uczucie i domaga się słusznych praw swoich, to uczuciu –
spotwarzone, sponiewierane, zakute w dyby „trzeźwej
praktyczności”, nie znajduje ono pokarmu w owej zasobnej spiżarni,
która napełniła się po wręby w ostatnich latach produktami cnót
gospodarskich, ale
wyrywa się na te szerokie przestworza, na te bujne łany, na te łąki
kwietne poezji lat minionych, i swe spalone usta gorączką orzeźwia
w źródłach wody żywej, wody nieśmiertelnej (...)
Dziś
mamy do czynienia z mieszczaństwem tryumfującym, które już
„zgromadziła materialne dostatki”, z tym filisterstwem pewnym
siebie, cynicznym, sytym, w którym nadmierna tusza zabiła wszystkie
żywe popędy, albo ze sferą łowców, chciwych łupu a głodnych,
którzy poza kąskiem „chleba powszedniego” niczego nie widzą i
widzieć nie chcą. Uczucia, ideały – towar taki nie ma pokupu na
tym targowisku. Wszelkie tego rodzaju „hece” naruszają spokój
tak pożądany do trawienia, ponawianie się ich jest więc „godne
zastanowienia” i „niepokojącym symptomem”, dla zrezygnowanej
rzeszy i nie tylko dla niej, ale i dla tych publicystów, którzy w
tej apatii bezwładnej, w tej drzemce bez troski widzą objawy
pocieszającego wytrzeźwienia.
Trzeźwość,
praktyczność, zacne to przymioty, pożądane strony charakteru. Ale
gdzie są ci pijani, których do wstrzemięźliwości nawoływać
trzeba. Strugi zimnej wody, jakimi oblewa społeczeństwo nasze
ochotnicza „straż pożarna” działałby właściwie na
rojowisko niesfornych warchołów, ale takich bezkrwistów
wybladłych, cherlaków, ta kuracja przysznicowa do reszty wycieńczyć
może i o zgon przyprawić.
W tym strasznym
upadku ducha, w tym poniżeniu dobrowolnym, które w sromocie swej
rade, w tym ponurym mroku apatii, kiedy pogasły lub zaćmiły się
wszystkie gwiazdy ideałów wskazujące drogi, błądzić możemy
tylko omackiem zbaczając z toru lub potykając się o przeszkody. W
mroku tym krzeszmy więc skry zapału, aby oświecić sobie szlaki
nieznane.
(pogrubienia własne)
Choć
tekst właściwie nie wymaga tłumaczenia, spróbujmy nazwać ten
mrok i światło, które ma go oświecić, gdyż obecnie są to
całkiem inne rzeczy i zjawiska jedynie o podobnym mechanizmie,
efektach. Popowstaniowy mrok determinujący tytułowe obniżenie
ideałów zafundowany był najpierw przez silne echo klęski
powstańczej zaś następnie przez zwycięstwo tzw. pozytywizmu
politycznego. Wszystkich cech jakie za sobą niósł ten ostatni
Popławski nie dyskredytował, ale zauważył, że jego ideały stały
się następnie takie małe, takie płaskie, takie ciasne,
takie praktyczno-gospodarskie. W
tych warunkach pojawiła się młodzież wolna od duchowych ran
powstania styczniowego, chciała budzić się do aktywnego życia,
zaś była wyraźnie tłumiona przez dominujący dyskurs w życiu
publicznym, który stawiał na rozwój dostatku materialnego i postęp
cywilizacyjny. Ideały, narodowe imponderabilia, których szukała
młodzież zdawały się być Popławskiemu niedostępne.
Z
innych przyczyn, ale niestety znów wydają się nam one być
niedostępne obecnie dla dzisiejszej młodzieży. Przełom roku 1989
miał dla wielu o wiele większe znaczenie mentalne niż systemowe.
Pościg za upragnionymi celami, ideałami stanął u kresu i miał
rozpocząć się nowy wyścig za dobrobytem i wartościami
materialnymi. Tak przynajmniej wmówiono sporej części
społeczeństwa, tak wychowano nowe pokolenie. Inni z poczuciem
ogromnego żalu, stwierdzili iż nowy wymiar Polski kompletnie
rozminął się z ich oczekiwaniami. Koniec końców obie grupy
dopadła jedna przypadłość doskonale opisywana przez Jana Ludwika
– bezbarwność myśli i uczuć, mizerne samolubstwo.
Wychodząca w linii prostej z
obu grup młodzież naznaczona zostaje apatią bądź z własnego
wyboru hołdując hedonizmowi, materializmowi i konsumpcji bądź
wpadając systemowo w ich sidła. Prym zytłoczeni hasłami o
konieczności rozwoju, prymacie gospodarki, postępie europejski
związywani związywani jesteśmy w tej metaforycznej próbie
wybiegnięcia na szerokie przestworza ideałów.
Straszakiem utrzymującym całe
społeczeństwo w przekonaniu o żywotnej potrzebie pozostania w
stanie apatii i spłaszczenia duchowych ambicji (choćby tych
najgłębszych o przyszłości Narodu i Ojczyzny) jest radykalizm i
rzekomy ekstremizm tych, którzy za ideałami gonią. Są to
wszelkiego rodzaju -izmy i łatki pojęciowe przypinane z klucza
politycznej poprawności, gdzie wedle tej samej poprawności grupy
lewackie (kosmopolityczne, anarchistyczne, komunizujące) zwane są
„alternatywną”młodzieżą.
Jednak
podobnie tak jak został przełamany monopol apolitycznej formuły
pracy organicznej w Królestwie, tak musi trwać nasza dążność
krok po kroku w przełamywaniu stanu bezideowego marazmu karmionego
materializmem, konsumpcją i „wartościami europejskimi”, aby i
jego przełamać. Wiara w swe przekonania i świadomość, iż wizja
wymarzonej Polski o jaką chcemy się starać jest naszym
przyrodzonym prawem i musi być silniejsza niż mamienie
społeczeństwa „ektremizmami” oraz utwierdzanie w cnotach
postępowo-praktyczno-gospodarskich. Pozostając w aurze jawnej
dominanty tych ostatnich droga nasza będzie niezwykle kręta i
wyboista.
Musimy ją zatem oświetlać krzesząc płomienie idei narodowej tym
szerokim zastępom młodych ludzi, którzy jej wyglądają, a nie
potrafią jak dotąd dojrzeć.
Jot