Nowa strona internetowa

piątek, 31 sierpnia 2012

Płomień idei i "Obniżenie ideałów" Popławskiego


Tekst ten jest w pewnym sensie dopełnieniem poprzedniego artykułu „Nad kwestią młodzieży refleksji kilka” oraz kontynuacją niektórych myśli tam zawartych. Tym razem jednak z obszernym wykorzystaniem twórczości jednego z klasyków myśli narodowej. Zabieg taki pokazuje nam, iż wiele wniosków, diagnoz, opisów kreślonych już w przeszłości przy drobnym intelektualnym wysiłku można przełożyć na czasy dzisiejsze i na odwrót – kalki współczesnych obserwacji widzimy w przemyśleniach myślicieli mniej lub bardziej odległych w czasie.



Młoda inteligencja, która podejmowała działalność publiczną w połowie lat osiemdziesiątych miała świadomość politycznej apatii i duchowego załamania pokolenia, które przeżyło klęskę powstania styczniowego. Pozytywistyczny program pracy organicznej oznaczał dla nich rezygnację z myśli niepodległościowej i postawę lojalizmu wobec caratu w imię rozwoju przemysłu w Królestwie, możliwości indywidualnego bogacenia się i gromadzenia „materialnych dostatków”. Popławski nazwał ten proces obniżeniem ideałów obywatelskich. Tekst opublikowany w „Głosie” (nr 1 z 1887r.) stanowił antypozytywistyczny manifest i atak na propagowany przez pozytywistów kapitalizm wobec społecznie negatywnych skutków towarzyszących mu haseł.

Cóż to za notka? Otóż w ten sposób opisuje Teresa Kulak jeden bardziej znanych artykułów jednego z ojców założycieli Narodowej Demokracji Jana Ludwika Popławskiego - „Obniżenie ideałów”. Czytając go i przenosząc się w końcówkę wieku XIX ma się nie tylko nieodparte wrażenie o celności opisu Popławskiego. Jest to także spora dawka nasuwających się analogii współczesnych, które po zaprezentowaniu fragmentów artykułu postaram się krótko podkreślić.

Wszędzie apatia bezwładnością swoją krępuje polot myśli. Nie znajduje ona dostatecznego usprawiedliwienia w okolicznościach zewnętrznych, chociaż powołuje się na nie chętnie; przyczyn jej szukać właściwie należy w subiektywnym nastroju danego społeczeństwa, dokładniej – warstwy jego inteligentnej.

Apatia ta była w pewnej mierze, że tak powiem, koniecznością fizjologiczną, przyrodzonym stanem depresji, która zawsze następuje po żywszym pobudzeniu, po nadmiernym wysiłku działalności społecznej (...) Nie godzimy się jednak na uświęcenie tej bezwładności, jako zasady naczelnej życia zbiorowego.

Nie jest to bowiem wcale łatwo wytłumaczona, a nawet uzasadniona obawa przed niebezpieczeństwem realnym, ani owa, właściwa słabym, ostrożność, przezorna wolno i z namysłem stawiająca kroki, ale filisterska bezbarwność myśli i uczuć, mizerne samolubstwo kramarzy, samolubstwo które stało się już tak cyniczne, że się otwarcie do nikczemności swej przyznaje (…)
Pokolenie, które dziś żyje i działa, wzrastało już w tej atmosferze zatrutej wyziewami tej moralnej posoki, sączącej się z ran niezasklepionych. Lepsze jednostki nawet, których dzięki szczęśliwym wpływom nie zakaziła zgnilizna moralna, w wielu wypadkach nie posiadają już owego zmysłu uczciwości obywatelskiej, niezbędnego dla oceny pewnej kategorii czynów. Etyka indywidualna nie może być probierzem tej niecnoty, którą co krok spotyka się w naszych stosunkach społecznych, niecnoty, która nie tylko występuje jawnie, w dzień biały, ale puszy się bezczelnie i urąga wszystkiemu, co zachowało jeszcze wstyd uczciwy albo bodaj wstyd swej sromoty.

I jeżeli teraz w pokoleniu młodszy, które, jak powiada p. Spasowicz, „ma nerwy wypoczęte, ma mięśnie prężące się do ruchu”, budzi się uczucie i domaga się słusznych praw swoich, to uczuciu – spotwarzone, sponiewierane, zakute w dyby „trzeźwej praktyczności”, nie znajduje ono pokarmu w owej zasobnej spiżarni, która napełniła się po wręby w ostatnich latach produktami cnót gospodarskich, ale wyrywa się na te szerokie przestworza, na te bujne łany, na te łąki kwietne poezji lat minionych, i swe spalone usta gorączką orzeźwia w źródłach wody żywej, wody nieśmiertelnej (...)

Dziś mamy do czynienia z mieszczaństwem tryumfującym, które już „zgromadziła materialne dostatki”, z tym filisterstwem pewnym siebie, cynicznym, sytym, w którym nadmierna tusza zabiła wszystkie żywe popędy, albo ze sferą łowców, chciwych łupu a głodnych, którzy poza kąskiem „chleba powszedniego” niczego nie widzą i widzieć nie chcą. Uczucia, ideały – towar taki nie ma pokupu na tym targowisku. Wszelkie tego rodzaju „hece” naruszają spokój tak pożądany do trawienia, ponawianie się ich jest więc „godne zastanowienia” i „niepokojącym symptomem”, dla zrezygnowanej rzeszy i nie tylko dla niej, ale i dla tych publicystów, którzy w tej apatii bezwładnej, w tej drzemce bez troski widzą objawy pocieszającego wytrzeźwienia.

Trzeźwość, praktyczność, zacne to przymioty, pożądane strony charakteru. Ale gdzie są ci pijani, których do wstrzemięźliwości nawoływać trzeba. Strugi zimnej wody, jakimi oblewa społeczeństwo nasze ochotnicza „straż pożarna” działałby właściwie na rojowisko niesfornych warchołów, ale takich bezkrwistów wybladłych, cherlaków, ta kuracja przysznicowa do reszty wycieńczyć może i o zgon przyprawić.

W tym strasznym upadku ducha, w tym poniżeniu dobrowolnym, które w sromocie swej rade, w tym ponurym mroku apatii, kiedy pogasły lub zaćmiły się wszystkie gwiazdy ideałów wskazujące drogi, błądzić możemy tylko omackiem zbaczając z toru lub potykając się o przeszkody. W mroku tym krzeszmy więc skry zapału, aby oświecić sobie szlaki nieznane.
(pogrubienia własne)


Choć tekst właściwie nie wymaga tłumaczenia, spróbujmy nazwać ten mrok i światło, które ma go oświecić, gdyż obecnie są to całkiem inne rzeczy i zjawiska jedynie o podobnym mechanizmie, efektach. Popowstaniowy mrok determinujący tytułowe obniżenie ideałów zafundowany był najpierw przez silne echo klęski powstańczej zaś następnie przez zwycięstwo tzw. pozytywizmu politycznego. Wszystkich cech jakie za sobą niósł ten ostatni Popławski nie dyskredytował, ale zauważył, że jego ideały stały się następnie takie małe, takie płaskie, takie ciasne, takie praktyczno-gospodarskie. W tych warunkach pojawiła się młodzież wolna od duchowych ran powstania styczniowego, chciała budzić się do aktywnego życia, zaś była wyraźnie tłumiona przez dominujący dyskurs w życiu publicznym, który stawiał na rozwój dostatku materialnego i postęp cywilizacyjny. Ideały, narodowe imponderabilia, których szukała młodzież zdawały się być Popławskiemu niedostępne.

Z innych przyczyn, ale niestety znów wydają się nam one być niedostępne obecnie dla dzisiejszej młodzieży. Przełom roku 1989 miał dla wielu o wiele większe znaczenie mentalne niż systemowe. Pościg za upragnionymi celami, ideałami stanął u kresu i miał rozpocząć się nowy wyścig za dobrobytem i wartościami materialnymi. Tak przynajmniej wmówiono sporej części społeczeństwa, tak wychowano nowe pokolenie. Inni z poczuciem ogromnego żalu, stwierdzili iż nowy wymiar Polski kompletnie rozminął się z ich oczekiwaniami. Koniec końców obie grupy dopadła jedna przypadłość doskonale opisywana przez Jana Ludwika – bezbarwność myśli i uczuć, mizerne samolubstwo. Wychodząca w linii prostej z obu grup młodzież naznaczona zostaje apatią bądź z własnego wyboru hołdując hedonizmowi, materializmowi i konsumpcji bądź wpadając systemowo w ich sidła. Prym zytłoczeni hasłami o konieczności rozwoju, prymacie gospodarki, postępie europejski związywani związywani jesteśmy w tej metaforycznej próbie wybiegnięcia na szerokie przestworza ideałów. Straszakiem utrzymującym całe społeczeństwo w przekonaniu o żywotnej potrzebie pozostania w stanie apatii i spłaszczenia duchowych ambicji (choćby tych najgłębszych o przyszłości Narodu i Ojczyzny) jest radykalizm i rzekomy ekstremizm tych, którzy za ideałami gonią. Są to wszelkiego rodzaju -izmy i łatki pojęciowe przypinane z klucza politycznej poprawności, gdzie wedle tej samej poprawności grupy lewackie (kosmopolityczne, anarchistyczne, komunizujące) zwane są „alternatywną”młodzieżą.

Jednak podobnie tak jak został przełamany monopol apolitycznej formuły pracy organicznej w Królestwie, tak musi trwać nasza dążność krok po kroku w przełamywaniu stanu bezideowego marazmu karmionego materializmem, konsumpcją i „wartościami europejskimi”, aby i jego przełamać. Wiara w swe przekonania i świadomość, iż wizja wymarzonej Polski o jaką chcemy się starać jest naszym przyrodzonym prawem i musi być silniejsza niż mamienie społeczeństwa „ektremizmami” oraz utwierdzanie w cnotach postępowo-praktyczno-gospodarskich. Pozostając w aurze jawnej dominanty tych ostatnich droga nasza będzie niezwykle kręta i wyboista. Musimy ją zatem oświetlać krzesząc płomienie idei narodowej tym szerokim zastępom młodych ludzi, którzy jej wyglądają, a nie potrafią jak dotąd dojrzeć.

Jot