11 lipca przypada kolejna rocznica tzw. rzezi wołyńskiej . To wtedy w 1943 roku miała miejsce ta straszliwa zbrodnia dokonana na polskiej ludności zamieszkującej Kresy Rzeczpospolitej przez działaczy OUN-UPA i miejscowych Ukraińców.
Wydarzenia na Wołyniu nie były jednostkowym aktem terroru. Wpisywały się one w ogólny "proces" zakłady Polaków na wschodnich rubieżach rozpoczęty wybuchem II Wojny Światowej i trwający z różnym natężeniem do 1947 roku. Ludobójstwo to (śmiało można używać tego słowa) pochłonęło według różnych szacunków od 150 do 200 tysięcy ofiar.
Eksterminacja na Wołyniu trwała od końca 1942 do 1944 roku. Jej kulminacją były wydarzenia właśnie z lata roku 1943. Cała fala zbrodni wypełniała poniekąd doktrynę Doncowa, ideologa ukraińskich nacjonalistów, mówiącej, iż o państwo ukraińskie należało walczyć przy pomocy wszystkich bez wyjątku środków, w tym też drogą masowych mordów obcoplemieńców, którzy znaleźli się na ziemi ukraińskiej, oraz drogą likwidowania Ukraińców, którzy z takimi metodami działalności nie zgadzają się. W latach '40 natomiast wytworzono w łonie OUN konkretne dyrektywy działania, które nakazywały: „zniszczyć wszystkie ściany kościołów i innych polskich budynków kultowych; zniszczyć drzewa przy zabudowaniach tak, aby nie pozostały nawet ślady, że tam kiedykolwiek ktoś żył, ale nie niszczyć drzew owocowych przy drogach; do 21 XI 1944 roku zniszczyć wszystkie polskie chaty, w których poprzednio mieszkali Polacy (…). Zwraca się uwagę raz jeszcze na to, że jeżeli cokolwiek polskiego pozostanie, to Polacy będą mieli pretensje do naszych ziem”.
Najwięcej mordów, dokonanych w lecie 1943 roku, odbywało się w niedziele. Ukraińcy wykorzystywali fakt, że ludność polska gromadziła się podczas mszy w kościołach, więc często kościoły były otaczane, a wierni przed śmiercią częstokroć byli torturowani w okrutny sposób (np. przecinanie ludzi na pół piłą do drewna, wyłupywanie oczu, palenie żywcem). Natomiast najbardziej krwawa i najbardziej szokująco obrazująca tę falę ludobójstwa była niedziela 11 lipca, kulminacja tzw. rzezi wołyńskiej.
68 lat temu o świcie oddziały OUN-UPA pod hasłem: „Śmierć Lachom” otoczyły i zaatakowały uśpione wsie i osady polskie jednocześnie w trzech powiatach: kowelskim, horochowskim i włodzimierskim. Doszło do nieludzkich rzezi i zniszczenia. Ludność polska ginęła od kul, siekier, wideł, kos, pił, noży, młotków i innych narzędzi zbrodni - płonęły wsie polskie. Była to akcja dobrze przygotowana i zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach. Na przykład, akcję w pow. Włodzimierskim poprzedziła koncentracja oddziałów UPA w lasach zawidowskich (na zachód od Porycka). Na cztery dni przed rozpoczęciem akcji we wsiach ukraińskich odbyły się spotkania, na których uświadamiano miejscową ludność o konieczności wymordowania wszystkich Polaków. Mordy rozpoczęły się około godz. 3 rano od polskiej wsi Gurów (we wsi Gurów na 480 Polaków ocalało tylko 70 osób; w kolonii Orzeszyn na ogólną liczbę 340 mieszkańców zginęło 270 Polaków; we wsi Sądowa spośród 600 Polaków tylko 20 udało się ujść z życiem, w kolonii Zagaje na 350 Polaków uratowało się tylko kilkunastu). Zabójstwa dokonywano z wielkim okrucieństwem, jak zresztą cały proces ludobójstwa, co pokazują poniższe zdjęcie pochodzące z różnych okresów. Zastrzegamy jednak, że niektóre są bardzo drastyczne.
Jak już wspomniano upowcy wykorzystywali fakt gromadzenia się polskiej ludności (często z kilku wiosek) na niedzielne nabożeństwa w kościołach. Tuż przed mszami były rozstawione czaty, które nie przepuszczały nikogo. W ten sposób odcięte zostały drogi ucieczki. Następnie atakowano wiernych, którzy starali się barykadować i bronić. Wobec tego Ukraińcy ostrzeliwali kościoły przez okna, podpalali je lub wdzierali do środka mordując przy użyciu rozmaitych przedmiotów wszystkich bez wyjątku. Takim przykładem jest wieś Poryck. Po zakończeniu mordu w kościele kilku banderowców splądrowało zakrystię, rabując kielichy i monstrancje. Towarzyszyło temu wypicie wina mszalnego i opowiadanie wrażeń z masakry. Następnie upowcy wnieśli do kościoła pocisk artyleryjski i zdetonowali. Wybuch zniszczył wnętrze kościoła z lat 1774-1795. Po dobiciu rannych kościół został obłożony słomą i podpalony. Nie spłonął doszczętnie tylko dzięki opadom deszczu, które wkrótce nastąpiły. W kościele zginęło około 100 Polaków, w tym ksiądz Szawłowski i trzech ministrantów. Łącznie w Porycku z rąk UPA zginęło co najmniej 222 Polaków.Ks. Bolesław Szawłowski z Porycka został przez Ukraińców zastrzelony podczas sprawowania Eucharystii. Podobny los spotkał ks. Józefa Aleksandrowicza z Zabłocia k. Porycka — podczas nabożeństwa, na oczach wiernych, banderowcy skręcili mu kark, porzucając ciało na stopniach ołtarza.
Pamięć o tych wydarzeniach jest niezwykle istotna z wielu powodów. Ofiary tych bestialskich zbrodni przeżywają podwójny ból: pierwszy związany z samym mordem, zaś drugi związany z często brakiem nawet symbolicznych mogił i krzyży na miejscach ludobójstwa. Aktualna sytuacja polityczna na Ukrainie silnie utrudnia próby upamiętnienia polskich ofiar, gdyż kłóci się to z postępującym tam procesem gloryfikacji banderowców i UPA. Dlatego obowiązkiem Polaków jest pielęgnacja pamięci o ofiarach zbrodni na Kresach Wschodnich, gdyż niekiedy jest to jedyna rzecz jaką możemy zrobić. Jest to jedyna rzecz jaką możemy zrobić również ze względu na drugie zjawisko, a mianowicie zachowanie polskich władz i elit. Zdecydowanie w niedostatecznym stopniu przykładają one wagę do kreowania w Polakach świadomości co wydarzyło się na Wołyniu i innych wschodnich krainach. Nie wspierają działań polskich środowisk patriotycznych chcących wydobyć ten problem i ukazać powszechnie prawdę historyczną. Dlaczego? Wszystko zapewne w imię politycznej poprawności i chęci budowy poprawnych stosunków z dzisiejszym państwem ukraińskim i nie wywoływania na tym tle konfliktów. Nikt potrzeby budowy normalnych relacji polsko-ukraińskich w XXI wieku nie neguje, ale nigdy(!) nie może się to dziać kosztem dziesiątek tysięcy polskich ofiar, którzy ginęli z rąk UPA tylko dlatego, że byli Polakami. Skala z jaką w Polsce podchodzi się do upamiętniania ofiar choćby zbrodni hitlerowskich czy zbrodni katyńskiej, a ludobójstwa na kresach południowo-wschodnich, sprawia, że ci ostatni wyglądają nieraz na ofiary drugiej kategorii. Do zmiany tego stanu rzeczy chcielibyśmy się również w skromny sposób włączyć przypominając o rzezi wołyńskiej. Stopniowanie ofiar nie może mieć miejsca, tym bardziej podyktowane "układankami" i koneksjami politycznymi.
http://www.youtube.com/watch?v=8nSeSytFhLY